No i stało się - byłem w IMAXie po raz pierwszy. Znaczy oglądałem Avatara. I jako film to mi się podoba całkiem całkiem. ale że jestem okopanym w literaturze sukinsynem to uważam że Cameron przeczytał jeden cykl Franka Herberta z którego zerżnął świat (nazwa, nieprzyjazne środowisko, koncepcja jedności mieszkańców z ogólnogatunkową świadomością planety, u Herberta nomen omen Avata

, jeden gość co to chce zrównać z ziemią i jeden co to się włącza w tą sieć) oraz obejrzał POCAHONTAS (no kurwa, cała główna historia to Pocahontas, w połowie filmu miałem ochotę odśpiewać Virgina Company

). Czyli w sumie nic nowego fabularnie, chociaż na tyle zręcznie sklecone że jakoś się to wciągało bez większych zgrzytów. Więc jakieś tak 6/10 dostanie w mojej ultraintelektualist
ycznej skali
