Autor Wątek: Trudny współlokator - jeśli nie zabić, to co?  (Przeczytany 31642 razy)

Offline theremin

  • Pr0
  • Wiadomości: 1 890
  • wyindywidualizowany z rozentuzjazmowanego tłumu
To trzeba rozwiązać delikatnie. Np pozbawić go sprzetu grającego tak żeby myślał że to przypadek:D. Jak wszytsko nagłaśnia z jednego np Ampli. Jak nie będzie kolesia.  to połaczyć mu cieniutką żyłką miedzianą ( jedno włukno z kabla) wyjście na głosniki + i -. spadnie opornośc i z czasem się końcówka zjara. W życiu nie dojdzie dlaczego :D

Jak będzie cienka żyłka, to nic sie nie stanie, bo pójdzie przez nią duży prąd i sama się przepali. Z takich hardcorowych pomysłów to można wsypać do wzmacniacza trochę pyłu z grafitu z ołówka, porobi zwarcia na płytce i po kłopocie... Ale zarówno w metodzie z drucikiem jak i grafitem istnieje niebezpieczeństwo wywołania pożaru, więc nie polecam...
BRRR BRRR DENG BRRR BRRR DENG!!!