Bycie lewicowcem z definicji wyklucza pierdolenie klasistowskich kocopołów - to akurat konserwatyzm pielęgnuje nierówności społeczne jako "przyrodzone i sprawiedliwe". A śpiewka o wykształciuchach to akurat antyintelektualizm, o którym wspominałem
Jak pokazuje kolejny z kolei prezydent - w pewnych kręgach nawet dr przed nazwiskiem nie świadczy o czyjejś inteligencji, mądrości albo nawet wiedzy o świecie.
Odleciałeś trochę

O nierównościach można mówić wyłącznie przy takim samym trybie zatrudnienia. Więc w przypadku pracy zlecenie/etat one nie są aż tak znaczące. Inna sprawa to stałe zniżkowanie wartości pracy specjalistów, przed wojną były o wiele większe rozwarstwienia.
Jeśli porównujesz natomiast "wynagrodzenia" właścicielskie z etatowcami to rozwiązanie jest bardzo proste. Akcje pracownicze, gdzie zysk dzielony jest w formie dywidendy z pracownikiem który jest współwłaścicielem firmy w której pracuje. I do tego nie trzeba mieć rządu bo jest to obecnie legalne.
Lewica ze swoimi walkami o równości klasowe zapomina jeszcze o czynniku ludzkim i tym że nie każdy chce być uratowany... Przykład. Moja znajoma pracuje obecnie w jednostce miejskiej która zarządza nieruchomościami komunalnymi i socjalnymi. Chcieli zrobić remont kamienicy w której nie ma kibli w mieszkaniach... Potrzeba była zgoda najemcy na przeprowadzenie prac w lokalu. Ani jeden z lokatorów komunalnych nie wyraził zgody na wykonanie toalety w lokalu. Wszystkie nadal są na co drugim piętrze...
Doktor Śmiszek który w co drugim wywiadzie leci do kogoś na "per debil". I oczywiście profesor Kaczyński. U polityków tytułu nic nie znaczą bo wszyscy to kurwie i kłamcy.