No dobra, to jak dajecie pretekst do pochwalenia się to się pochwalę - a co.
Takiego o partscastera sobie zlozylem w zeszlym roku:
Ramki dorzuciłem poglądowo do zdjęć, bo jeszcze finalnych nieoszlifowalem a te „sklepowe” ją brzydzą jak dla mnie...
Gryf to Warmoth w opcji szpadel (ang. angled paddle), czyli główkę robiłem samodzielnie, kontur korpusu + cavity przód i tył oraz gniazdo gryfu wyciął kolega który ujawnił się w dziale "zrób to sam" na pigmeju jako pasjonat takich projektow, osadzenie mostka, zaokrąglenia na korpusie, sciecia na bebzon, nadgarstek i łokieć, jak i polerkę i finisz robiłem ja. Taki a nie inny proces wynikał z założeń projektowych, tzn. minimalizacja czasu pracy własnej z jednoczesnym pozostawieniem wszystkich "krytycznych" operacji po mojej stronie - to drugie okazalo się niepotrzebne bo kolega który ciął korpus okazał się totalnym prosem i jednocześnie świetnym człowiekiem, ale pewnym być nie można zamawiając coś w ciemno a nie chciałem się stresować
Czy się opłaca - cóż, pytanie jest trudne. Zarówno z efektu jak i procesu jestem mega zadowolony, ale jeśli nie chcemy bawić się w majsterkowicza i nie mamy wymagań których nie spełniają seryjne wiosła to bilans średnio się spina IMO. Wiosło w takiej specce jak powyższa, z założeniem wykorzystania nowego gryfu z Warmotha to okolice używek tańszych modeli topowych amerykańskich producentów kupowanych lokalnie (PRS/Gib/Fender), w specce "typowej" czyli powiedzmy klon/palisander/olcha to analogicznie drozsze wiosla z Meksyku/Korei czy tansze Japonczyki. Oczywiscie, seryjne wiosla mają znacznie gorszą, czy też - mniej prestiżową/wydumaną - specyfikację ale za to strata wartosci przy odsprzedazy jest zupelnie inna... Także przygoda wspaniała, ale trzeba to lubić i samo robienie traktować jak hobby