Przed chwilą znalazłem potrąconego kota zaraz koło mojego domu. Zawiozłem do weta. Wszystko wyglądało na szok po dzwonie i lekkie złamanie tylnej łapy. Kot prawdopodobnie oswojony bo był mimo wszystko bardzo ufny.
Zapaść, nie przyjął leków, krwotok wewnętrzny i po 5 minutach było po wszystkim. Nic mnie tak nie wkurwia jak bezradność w takich sytuacjach.
Moje dwa koty wyczuwają zawsze jak jestem smutny. Chodzą i mnie teraz zaczepiają. A ja jutro zaczynam dzień od wykopania dołka w ogrodzie na stwora który mógł być dla kogoś takim pocieszycielem jak moje dwa futrzaki. Wkurw. Musiałem to gdzieś wylać...