Autor Wątek: Czego Was życie nauczyło?  (Przeczytany 198717 razy)

Offline gizmi7

  • Pr0
  • Wiadomości: 1 545
  • Venus as a goodboi
Odp: Czego Was życie nauczyło?
« Odpowiedź #600 25 Lip, 2019, 01:47:04 »
Kryzys nadchodzi, bo poprzedni prawie niczego nie nauczył - monopole się tylko zwiększają, podobnie jak dysproporcje społeczne i bezrobocie/ilość "bullshit jobs".

Wracając do tematu bycia zdolnym/inteligentnym i sukcesu - ja siedzę coraz głębiej (prawdopodobnie planuję zostać, najchętniej docelowo w Polsce i swoim rodzinnym mieście, ale czas pokaże) w akademii, więc raczej patrzę z tej perspektywy. Sam miałem duże szczęście (po tym, jak wcześniej go nie miałem i byłem tak zrezygnowany, że chciałem ze sobą skończyć, ale to osobna historia), że w tym roku dostałem stypendium w ramach grantu. W stosunku do zdecydowanej większości swoich (zwykle dużo bardziej pracowitych i nawet zorganizowanych) rówieśników mam ten olbrzymi komfort, że stać mnie teraz na to, żeby nie myśleć teraz o wszystkich wydawanych pieniądzach przy w miarę rozsądnym trybie życia.

Mam dobrego znajomego, który właśnie zdobył diamentowy grant, wcześniej pracował naukowo na kilkuletnich stażach w Holandii i bodaj Grecji - co robił przez ostatnie dwa lata, żeby się utrzymać na studiach w Polsce? Robił na pełen etat w call centre. Teraz mu się udało i po podliczeniu tego grantu, płatnej pracy w innym i różnych stypendiów, ma ładnych kilka koła na rękę jeszcze przed zrobieniem doktoratu na który ma teraz kilka lat.

Ale znam jeszcze kilka innych osób, które się wypaliły zanim przetrwały ten okres albo po prostu nie miały szczęścia i żyją z miesiąca na miesiąc. Koleżanka była tak długo wodzona za nos przez przełożonych wykładowców, którzy mieli ją zatrudnić w projekcie naukowym po tym, jak się skończył poprzedni w którym była zatrudniona, że równocześnie pomagając bezpłatnie w badaniach, pracowała np. jako hostessa za śmieciówkowe grosze, żeby spłacić długi zaciągnięte "na poczekaniu" zanim w końcu załatwiła wszystkie sprawy na miejscu i zdobyła robotę na innej uczelni, gdzie ją wzięli z otwartymi ramionami. Z drugiej strony znam dosłownych przeciętniaków, prostaków i/lub matołów, którzy ustawili się bardzo dobrze. Czasem sami, zwykle z pomocą rodziców czy innych znajomych (typu synek po studiach, jak ma papierek inżyniera - obroniony na 3 - dostaje fuchę za 8-10k na rękę, a całe studia na spółę z bratem ma ogromną kawalerkę w Warszawce).

Z kolei starsze pokolenie? Często to są zupełni ignoranci i buce, którzy zarabiają krocie na tanich, podrabianych ciuchach z Ptaka z Łodzi czy kupowaniu nieruchomości/działek. Mam sporo takich przykładów w (raczej dalszej) rodzinie. Ale nawet w bliskiej (wujkowie i ciocie) widzę, że ci sami ludzie gdyby urodzili się dzisiaj, w życiu by się nie dorobili takich pieniędzy. Bo to właśnie często oni tak ustawiają rynek (chujowo płacą pracownikom, biorą krocie za wynajem), że żyć się nie da. I jeszcze pierwsi do krzyczenia o nierobach oraz dzielenia się swoimi mądrościami przy tym, że jednocześnie nie czytają żadnych książek poza sennikiem oraz wallem fejsa zawalonym profilami typu "100tyś. lików dla Jana Pawła II!!!!", Niezależna czy SokzBuraka.

Morał z tego taki, że tl;dr - młodzi zdolni ludzie muszą mieć dupska z żelaza, żeby wyjść na swoje, a wcale nie ma gwarancji, że się uda. Nic nie zmieni tego, że to kapitał (dosłowny bądź społeczny, zwykle rodziców) robi kapitał i ten efekt kuli śnieżnej jest równie okropny w teorii, co codziennej praktyce. Bycie inteligentnym nie gwarantuje sukcesu, ale jest niemal na pewno wymagane, jeśli się nie ma dostępu do kapitału po rodzicach/z innych źródeł.
« Ostatnia zmiana: 25 Lip, 2019, 01:49:24 wysłana przez gizmi7 »