(...) np. taki izolacjonistyczny Trump to jedna z najgorszych rzeczy, jaka mogła przytrafić się krajom takim, jak Polska. A mimo to jest jakimś herosem polskiej prawicy - jak jednocześnie być zidiociałym palantem i osiągnąć sukces. I nie chodzi mi o to, ze jest z partii konserwatywnej, bo przecież tu by nie było powodu do zdziwienia - Bush też był durniem, ale chociaż kulturalnym i mającym dobre zaplecze polityczne, nie mówiąc o tym, że dużo lepszym dla Polski ze względu na wspólne przedsięwzięcia militarne.
Trump ma IQ 156. Został prezydentem bez wchodzenia nikomu w tyłek, z bardzo nietypową strategią, rozwalając od środka partię republikańską. Ma rzeczywiście dość niemądre wierzenia, choć z niektórych już zrezygnował. Nie jest zbyt elokwentny, ale to nie musi być minusem, bo dzięki temu nie sprawia elitarnego wrażenia jak reszta polityków i jest bliżej ludzi. Nazywanie go zidiociałym palantem to straszna ignorancja.
Bush też wcale taki głupi nie był, pomimo że plątał się w wypowiedziach. Natomiast był marionetką, więc możliwe że przez to miotał się w tym co powinien mówić. A dla Ciebie to że był sterowany to "dobre zaplecze polityczne". To że "przynajmniej był kulturalny" to również kwestia tego, że był kandydatem z układu. Trump jest niezależny i jego siłą jest to że mówi co chce. Chamsko i złośliwie, co może brzydko wygląda, ale to bardzo potrzebne, gdy poprawność polityczna zaszła tak daleko, że zagrożona jest wolność wypowiedzi. A ludzie są już zmęczeni krasomówczymi elitami. Ty się może tym jarasz, ale większość osób ma tego dość.
Natomiast elokwencja nie jest wyznacznikiem jakości. Każdego można nauczyć pięknie mówić. Twój ulubiony, magiczny murzyn Obama (IQ 102) jest bardzo elokwentny, ale co z tego wynika? Robił co innego niż mówił, jest współwinny eskalacji zamieszek wywoływanych przez rasistowski ruch BLM, a wszystkie jego działania były sterowane. A Tobie imponuje, że napisał pracę naukową.
Patrzenie na politykę przez taki pryzmat fetyszu akademickiego, nie pomaga w świadomych ocenach. Polityka to nie są wybory miss, ani konkurs kto ładniej opowie wierszyk.
Jakiś czas nie wchodziłem, zobaczyłem stare powiadomienie, klikam... Naprawdę - w 2017 roku ktoś się powołuje na IQ jako wyznacznik inteligencji? Szczególnie w przypadku polityka? Nie wiem, czy wiesz, w jaki sposób się liczy IQ - niezależnie od przyjętej metodologii, IQ jest bardzo mocno uzależniony od wieku osoby badanej. Jest to bardzo wąski obszar inteligencji, bo sprawdza tylko umiejętność wyszukiwania prostych reguł w graficznych łamigłówkach. Niemal równie starym konceptem jest EQ - czyli inteligencja emocjonalna (o którą swego czasu się pożarłem z wykładowczynią na psychologii, jako że wydaje mi się równie bzdurnym konceptem jak IQ), która już byłaby trafniejszym wskaźnikiem skuteczności polityka, bo opiera się o cztery komponenty - zauważanie emocji, wykorzystywanie emocji, rozumienie różnych odcieni emocji oraz kierowanie emocjami. Dla mnie takim przykładem wysokiej i niskiej jest serialowy Frank Underwood z House of Cards vs Janusz Korwin-Mikke. Już w 1983 roku Gardner wskazywał na 8 rodzajów inteligencji, a to tylko wierzchołek góry lodowej.
Nie mówiąc o tym, że IQ 102 Obamy to kaczka dziennikarska "The Empire" i rzekome 150+ Trumpa jest bardzo wątpliwe, testy na IQ powinno się rozwiązywać tylko raz/dwa w życiu, by uzyskać w miarę miarodajny wynik. Nigdy nie sprawdzisz, czy Trump rozwiązywał rebusy w ulubionym dzienniku przez miesiąc przed przystąpieniem do testu, IQ służy jedynie jako byle-jakie narzędzie diagnostyczne dla osób o upośledzonej inteligencji. Z drugiej strony, zdarzają się tzw. sawanci (łatwo skojarzyć z filmem "Rain man"), którzy potrafią uzyskiwać wybitne wyniki w testach na inteligencję, a być zupełnie niezdatni do samodzielnego funkcjonowania, podobnie ludzie cierpiący na różnego rodzaju choroby ze spektrum autyzmu. Mamy w miarę podobne mózgi i niemal zawsze jeden rodzaj inteligencji czy innej adaptacji środowiskowej odbywa się kosztem innego, ale i tak z całą pewnością, to dobrze zgrany sztab specjalistów tworzy dobrego prezydenta - choćby Trump miał umysł Sherlocka Holmesa, nie potrafiłby wszystkim samodzielnie zarządzać. A regularnie pokazywał swoją rażącą ignorancję i otoczył się grupą ludzi, których można albo określić podobnymi słowami, albo mają powiązania z ludźmi czy branżami, z którymi nie powinni być powiązani, albo nic o nich nie wiadomo, jak choćby w przypadku Jareda Kushnera.
Można mówić różne rzeczy o Obamie, ale koleś jest bardzo inteligentny, oczytany i (pomimo subiektywnego aspektu tej cechy) charyzmatyczny. Problemem Obamy był właśnie brak odpowiedniego zaplecza - tak, by nie dać się wciągać w kolejne wojny i mordowanie cywili dronami czy lepiej dopracować ObamaCare. Ale i tak wydaje się gigantem w porównaniu do Trumpa i jego grupy oszołomów pokroju wiceprezydenta Trumpa, Pence'a, władcy marionetek, Bannona czy różnej maści, prostackich Scaramuccich z niewyparzoną gębą.
Posty połączone: [time]17 Sie, 2017, 21:40:28[/time]
Co do nietolerancji dla nietolerancji - już dawno to świetnie opisał Karl Popper, tu infografika dla leniwych:

Ja uważam, że tolerancja to nie jest jakiś moralny nakaz. To społeczna umowa - gdy ktoś ją łamie, wypada z perków, które ona daje.
https://extranewsfeed.com/tolerance-is-not-a-moral-precept-1af7007d6376