Co za okropny dzień...
Spoiler Pierwszym albumem muzycznym, jaki miałem, była otrzymana od rodziców "Meteora" (przynajmniej wartym zapamiętania - bo oczywiście wcześniej były różne "Smerfne hity" czy "Puszek Okruszek"). Do dziś lubię wracać do tych kompozycji, podobnie jak do poprzedzających je "Hybrid Theory". Mam nawet dziwną teorię, że mój piracki egzemplarz (bo mam oba te albumy na jednej płycie) posiada zupełnie inny mastering niż jakakolwiek wersja tego albumu, jaką słyszałem. Wszystkie znalezione na torrentach pliki FLAC, Spotify Premium, różne wrzucone na YouTube - wszystkie brzmią przy niej cienko, jak przepuszczone przez symulator starego radia. Zupełnie pozbawione tego wisceralnego uderzenia, które mną wstrząsa za każdym razem, gdy wkładam tę płytę do odtwarzacza. Takiej ściany gitar, którą usłyszałem po raz pierwszy jako berbeć we wczesnej podstawówce nie zapomnę do końca życia. Muzyka ta w dużej mierze ukierunkowała moje gusta muzyczne w kolejnych latach, w dużej mierze ukształtowała to, kim dzisiaj jestem, szczególnie moją pasję do muzyki rozrywkowej i aktywnego podejścia do jej odbioru. Naiwne, lecz szczere teksty Chestera Benningtona pozwalały na ucieczkę od niesatysfakcjonując ej rzeczywistości i poczucie więzi zupełnie transcendujące poza sam akt słuchania muzyki. Bliskość w sensie dużo głębszym niż codzienną, fizyczną bliskość innych ludzi - zbieżność uczuć, doświadczeń i niepisaną obietnicę duchowego wsparcia w trudnych chwilach. Gdy przeczytałem przed chwilą o samobójstwie Chestera, to poczułem, jakby część mnie umarła, pozostawiając w mrożącym krew w żyłach poczuciu zagubienia. Każde kolejne wydawnictwo Linkin Park coraz mniej mnie interesowało, ostatniego nawet nie dałem rady w całości przesłuchać, bo uznałem je za beznadziejne. Ale pierwsze dwie płyty zespołu, wraz z tą intymną więzią z podmiotem lirycznym, zawsze będą dla mnie bardzo ważne. Nigdy nie miałem "osobistych herosów", szczególnych autorytetów, do których świadomie bym nawiązywał w poszukiwaniu tego, czego chcę od życia. Ale jeśli ktoś otworzył mi drogę do tego, by szukać swojej własnej tożsamości, był to niewątpliwie Chester z Linkin Park. R.I.P.