Autor Wątek: Kto tu coś napisze ten dupa!  (Przeczytany 319007 razy)

Offline gizmi7

  • Pr0
  • Wiadomości: 1 545
  • Venus as a goodboi
@selfslave Nie znam ani jednego lewicowca, który by uważał, że "komunizm jako pomysł był dobry, ale nikt go nie wprowadził dobrze" czy cokolwiek po ale. Najwyżej paru transhumanistycznyc h komunistów, ale to już trochę inna bajka, bo dotycząca abstrakcyjnej przyszłości, gdy choroby będzie się leczyło wszczepami, a tyłek podcierały roboty. Ewentualnie jednego anarchokomunistę, ale to już totalna skrajność.

Podejście typu "zmiana ludzi" nie jest w żadnym wypadku totalitarne - co najwyżej biopolityczne. "Edukacja ludzi" mimo wszystko działa, bo nie licząc obyczajówki typu edukacja seksualna, którą zawala polski system szkolnictwa czy też kształcenia ogólnego, które w stosunku do "złej komuny" niepotrzebnie straciliśmy, to wszystko zmienia się na coraz lepsze i to faktycznie działa - niestety wolniej niż byśmy chcieli, bo są różne, sprzeczne agendy, ale mimo wszystko. Tylko ostatnie stulecie to niesamowita poprawa sytuacji społecznej kobiet, niemal globalne zniesienie analfabetyzmu, upowszechnienie rygorów higieny (a zarazem zwalczenie higieny negatywnej w postaci eugeniki). Tylko ostatnie dekady to olbrzymi "atak" kobiet na uczelnie wyższe i coraz więcej kobiet zajmujących się pracą naukową (chociaż w takim PANie nadal to jest jakiś żałosny ułamek), wyrównanie płac (akurat Polska tutaj może się chwalić tym, że nie mamy znacznych dysproporcji zarobków zależnie od płci - ale to też zależy od metodologii badań, bo gdzieś niedawno czytałem, że nadal to ok. 4:5), nie mówiąc o takich "oczywistościach" jak powszechna opieka zdrowotna, szkolnictwo czy zniesienie pracy dzieci.

Nie ma czegoś takiego, jak "zdrowy nacjonalizm", to zdanie jest wewnętrznie sprzeczne. Państwa nacjonalistyczne z góry zakładają swój interes ponad interesy innych krajów - oczywiście, że w jakiejś mierze tak się dzieje w ogóle, ale tu już możemy mówić o "racji stanu". I tu się zgodzę, że obowiązkiem każdego polityka jest kierowanie się "racją stanu". Ale interes narodowy to już coś gorszego, kategoria ekskluzywna - zakładająca, że jest jakiś naród ważniejszy od innych, co mi się wydaje zwyczajnie głupie - opierając swoją ideologię na bzdurach nie można dojść do konkluzywnych logicznie wniosków. W przypadku krajów skandynawskich (może poza Danią i ewentualnie Norwegią), w życiu bym nie użył sformułowania nacjonalizm. Społeczeństwo obywatelskie, które jest na zupełnie innym biegunie. Każda polityka, nacjonalistyczna czy nie, jest nastawiona na rozwój własnego państwa, bo to granice państwa wyznaczają zakres władzy prawnej polityków. Nie da się zawierać Unii z państwami, które nie przestrzegają tego samego "kodeksu zasad" - "unia współpracy gospodarczej" to mrzonka, którą wciskają nacjonaliści, by rozszerzać swoje wpływy. Oczywiście, że współpraca gospodarcza jest priorytetem, ale bez pewnej unifikacji kończy się to wzmocnieniem relacji wiernopoddańczych między słabszymi i silniejszymi.

Zgadzam się, co do tego, że ważne jest wspieranie lokalnej gospodarki i outsourcing dla "taniości" to coś złego, bo ta "taniość" niemal zawsze odbija się na gorszej jakości produktu/oszczędzaniu na sile roboczej. Ale termin "nacjonalizm" nie jest w żadnym wypadku konieczny w przypadku takiego terminu. Przecież dokładnie to samo postulują alterglobaliści albo np. głosi Jeremy Rifkin, opowiadając o "społeczeństwie zerowego kosztu krańcowego" w niedalekiej przyszłości. W żadnym wypadku nie są to wizje nacjonalistyczne ani usprawiedliwiające nacjonalizm. Socjalizm w wydaniu nowoczesnym, czyli tzw. demokratyczny humanizm opiera się na pewnych bzdurach pozytywnych, tzn. "wszyscy ludzie są równi" (a przynajmniej powinni być traktowani równo) czy "człowiek ma wolną wolę" - te bzdury przeceniają rzeczywistość, ale nikomu nie szkodzą. Nacjonalizm z kolei opiera się o bzdury negatywne, błędnie klasyfikując ludzi według tego, jaki mają pochodzenie etniczne/narodowe albo "człowiek jest kowalem własnego losu" w sensie, każdy jest winien własnej sytuacji życiowej. I te bzdury są właśnie szkodliwe, tworzą systemowe "zło". Są przeżytkiem poprzedniego tysiąclecia, wracającym niczym jakaś nieznośna czkawka historii.