Ten żart jest śmieszny, jak cała satyra nowej prawicowej elyty "Wolski i spółka". Polityczna kalkulacja - obrzucania gównem na zapas, tak jak trafnie napisał theremin. Rzeczywistość już jest wystarczająco absurdalna, że nie wiadomo, co jest jeszcze żartem, a kiedy rzeczywiście opozycja będzie dostawała fejkowe zarzuty od podporządkowanej PiSowi prokuratury. A z takimi mediami, wystarczająco ludzi by łyknęło, że "coś w tym musi być, bo prawda leży pośrodku", by to przeszło na porządku dziennym. Tyle kwiatków przechodzi teraz na porządku dziennym, że ja już czuję się zdesensytyzowany na kolejne. Pewnie nie jestem w tym sam.
Spoiler And if you ask me - to jest jak najbardziej zaplanowany efekt systematycznego realizowania strategii. Tak samo, jak to kłócenie ludzi między sobą - ministrowie posługujący się terminologią w stylu "lewak", "zaKODowany", zorganizowanie i zaprzęgnięcie całego przemysłu pogardy + zachowywanie się do tego stopnia skandalicznie, że inne media muszą się spolaryzować w drugą stronę. Jezu, kiedy ostatnio byłem na mieście i nie słyszałem czegoś o polityce. W pubie stolik obok zamiast pogadać o fajnym koncercie, to ludzie wolą pieprzyć o emigrantach, których nie widzieli na oczy i pewnie nie zobaczą. Kasjerka w ciąży, to oczywiście żarciki "500+, co?" - pewnie słyszy takich kilkadziesiąt dziennie. Wykładowcy rzucają żarciki w stylu "no, tutaj Stanley Fish wyraża się - jak byśmy dzisiaj powiedzieli - niepoprawnie politycznie, bo używa określenia 'eskimos' zamiast mówić o innuitach". Wszędzie w tłumie bluzy "Red is bad" czy z "1944 pamiętamy" i równie durnymi hasełkami. Ostatnio przy okazji obecności na chrzcie byłem w kościele i kazanie też oczywiście musiało mieć jakiś element polityczny. W ogóle nie ma już podziału na sacrum i profanum, polityka i jej konsekwencje muszą profanować kolejne aspekty codziennego życia. Najgorsze jest to, że dotyczy to nie tylko Polski i w długofalowej perspektywie ciężko o jakiś "azyl" normalności, jak sprzed dekady.