NGD, ale z innej bajki.
Myśl o bezlusterkowcu dojrzewała odkąd rok temu w Bieszczadach widziałem fajny widok, ale już byłem tak styrany kolejny dniem chodzenia, że zamiast się zatrzymywać (tym bardziej, że reszta ekipy narzucała całkiem mocne tempo), zdejmować plecak, dobrać obiektyw, zrobić zdjęcie, schować sprzęt założyć plecak, itd, wyciągnąłem telefon z kieszeni i cyknąłem szybką fotkę iPhonem... Której i tak potem nie obejrzałem.
Dodatkowo po majówce w górach stołowych oglądałem tylko zdjęcia znajomych z jakiejś "małpki", bo nawet nie zabierałem mojego sprzętu.
