Dla mnie to aż ocieka myśleniem typu: "Hurr hurr, ale z nas jest Rasa Panów, w naszym raju nie wiemy co to przemoc wy brudni, ciemni biedacy." Przypomina mi się jedno z opowiadań Lema: koleś trafił na planetę, o której słyszał, że tam mieszka najszczęśliwszy naród w galaktyce.
Okazało się oczywiście, że byli owszem szczęśliwi, ale przy okazji też konkretnie popierdoleni.