Z dwojga złego wolę obecny stan
rzeczy i najbardziej obawiam się ludzi którzy w nic nie wierzą .
Ja z kolei obawiam się ludzi operujących skrajnościami. Kurwa, wszędzie są. Czy to dlatego że najłatwiej?
A może tak zaakceptować fakt że jedni ludzie potrzebują w coś wierzyć, inni nie i to jest preferencja na takim samym poziomie jak potrzeba prowadzenia pamiętnika czy martwienia się przyszłością, i że nie ma potrzeby dzielić ludzi wzdłuż tej linii?