A pracował który z Was w detalu? Z 30 klientami w ciągu godziny, w porywach? Bo "praca z ludźmi" nie wyczerpuje tematu. W czasach wczesnej adolescencji byłem pasjonatem zjawisk "komputerowych", "growych" i srowych, każdemu klientowi w sklepie poświęcałem ogrom uwagi i starałem się go słuchać, nawet gdy był patentowanym idiotą (pokochał mnie raz pewien skinhead, normalnie taki zjeb z adolfkiem na cycu, ja jebię, powaga) i co? Szefowa nakazała bardziej rozważnie podchodzić do trwonienia czasu na obsługę debili, którzy wyciągną ze mnie każdą kroplę wiedzy, a kupią pudełko do płyt DVD za złotypięćdzięsiąt.
Nauczyłem się tego, kurwa, nauczyłem. Każdemu daj tyle czasu i uwagi, ile mu się należy względem kwoty na fakturze, której przecież niby nie przewidzisz na początku rozmowy. Po trzech latach pracy w detalu, mniej-więcej. Przy czym mniej więcej, to są dwa dowolne palce w dupie, bo jednego jest tam zawsze mniej, a drugiego więcej.
Teraz zadajcie sobie pytanie - ilu tych ziomów, których tak bardzo skarcilibyście za brak profesjonalizmu, za minę i nastawienie "znowu mnie kurwa będą męczyć" przepracował tam dostatecznie dużo czasu, by się ogarnąć, oszlifować i wyważyć. I komu byście życzyli, by tyle czasu tam spędził.
Jest wprawdzie w łódzkim riffie jeden idiota, który pracuje chyba od czasów wczesnego Gierka, ale wszędzie są wyjątki.