Ja skończyłem 2 stopnie państwowej i w życiu bym nie chciał do jakiejś jamachy.
No i co z Ciebie wyrosło?
U mnie państwówka wywołała totalną niechęć do grania na instrumencie. Kończyłem skrzypce. Podejście strasznie chujowe. Ale potem obudziło się u mnie zło i jest perka.
A u mnie rozbudziło świadomość muzyczną, radość z gry i tworzenia. Też nie kończyłem szkoły na gitarze, tylko na akordeonie (I stopień na klawiszowym, II na guzikowym) i też mnie zmęczył ten instrument, 11 lat gry i wirtuozeria - ale co z tego.
Na szczęście grałem też na fortepianie i ten mi został. A na gitarze jestem samoukiem, spodobał mi się sposób ekspresji tego instrumentu, zupełnie inny.
Niemniej jednak szkoła muzyczna dała mi BARDZO, BARDZO dużo i polecę ją każdemu (jako instytucję). Lecz jak wiadomo - wszystko zależy OD NAUCZYCIELA a nie od miejsca, w którym człowiek powinien nauczyć się zasad muzyki, harmonii, form muzycznych, historii muzyki, powinien kształcić słuch i tak dalej, i tak dalej...
Ja miałem to szczęście, że miałem zajebistego pedagoga od instrumentu, który nauczył mnie najwięcej, jeśli chodzi o muzykę.