Co prawda w pracy mamy całą ekipą niezły syf, bo odchodzący kierownik regionalny wyświadczył nam niedźwiedzią przysługę jeśli chodzi o podział premii (zdecydowaną większość zgarną pojedyncze osoby z najlepszymi wynikami, kosztem tych z dołu), ale i tak się cieszę, z powodu... Żony Mojej
Bo od dzisiaj wchodzą nowe przepisy odnośnie zatrudniania pewnych grup osób. W każdym razie Żona się łapie. I z automatu chodzi od dzisiaj do pracy na 7, a nie 8 godzin. I jej szef (ten tympy kutos o którym wspominałem jakiś czas temu) dostał wczoraj psychosraki
Mniejsza o szczegóły co i jak, w każdym razie w ciągu jednego spotkania ugrała to, czego nie dało się załatwić przez ostatnie pół roku na zasadzie "nie, bo nie", czyli:
- ma zmienione godziny pracy - skończy się wstawanie o kurwajegomać 4:05 rano!
- dostała przepustkę na wewnętrzny parking dla VIPów
- już jest zapisana na dodatkowe szkolenia i uprawnienia,
- dostanie specjalne obuwie ochronne na wymiar, a nie taki badziew jak wszyscy
Na razie tyle. A nadal nie zgodziła się jeszcze, żeby wrócić do normalnego trybu 8-godzinnego. Aż Ją (i mnie też, sam ją podpuszczam
) kusi, żeby po tym wszystkim powiedzieć szefowi "wiesz, Adasiu, ja się rozmyśliłam i chcę pracować 7 godzin"