Autor Wątek: Co Was w życiu najbardziej wkurwia, czyli kącik małego frustrata  (Przeczytany 1696517 razy)

Orange

  • Gość
Hajs może nie jest najważniejszy, ale jest bardzo ważny. Ważniejszy niż wielu chciałoby przyznać.

Zwłaszcza, że dyskusja sprowadziła się do posiadania i wychowania dzieci. Mnie jako dorosłemu można wytłumaczyć, i zrozumiem zdanie pt "nie ma kasy". Mniejsza o przyczyny - nie ma to nie ma, nie kupię sobie butów chociaż stare zjechałem, nie zabiorę Żony do lokalu, chociaż mamy jakąś rocznicę, nie pójdę na zakupy do Almy tylko do Stonki ( :P ), telefonu mogę używać starego, nie mieć telewizora itepe. Dam sobie radę i jakoś to zniosę.

Ale na dziecku zaoszczędzisz? W pewnych sytuacjach możesz (np. ciuchy z drugiej ręki, tańsze odżywki czy coś), ale w pewnej chwili szkłem dupy nie utrzesz. A potem jak już podrośnie to wytłumacz choćby sytuację, że nie pojedzie na wycieczkę klasową, bo mamusia z tatusiem pieniędzy nie mają. Albo że nie dostanie nowych ciuchów, chociaż w starych wygląda jak rumun spod kościoła. I wtedy piękne słowa o miłości, wychowaniu itepe, okazują się gówno warte, bo przez takie coś dziecko jest wykluczane ze społeczności kolegów. Co prawda zwykle znajdzie sobie inną, ale jej "poziom" będzie też już inny.

I nie, to nie są przejaskrawienia, sam to przechodziłem / widziałem / widzę nadal. Niestety.

Ale kończąc miłym akcentem, korzystam sobie z wolnego dnia. Pospałem do 9:30, obiad przygotowałem, mam chwilę zanim Żona z pracy wróci, i sobie jakiś dobry film puszczę. A co ;)


Na własnym przykładzie mogę powiedzieć, że:
Nie żałuję, że nie jeździłem na wycieczki klasowe. Jako 10 latek doskonale rozumiałem argument "nie mamy pieniędzy". W sensie powiedzmy sobie szczerze - czy wydatek raz na pół roku tych 150 zł na wycieczkę klasową to dużo? Przy przytomnym planowaniu myślę, że nie. Z tym że moi staruszkowie mają nas 5 dzieciaków. Więc różnie z tymi wycieczkami bywało. Czy czułem się przez to gorszy? Nie. Inny, niepasujący? Tak. Z tym, że u mnie to kończyło się tym, że zwyczajnie miałem mało kolegów, a jeśli już to raczej starszych. Bo z rówieśnikami nie miałem o czym rozmawiać. wiem czego moje dzieci będę chciał nauczyć, a z czym sam mam problemy (dobrze, że żona mnie pilnuje). Otóż moi rodzice nie dawali mi kieszonkowego. Potem, jak zacząłem zarabiać jako nastolatek bardzo szybko przefurałem każdą kasę. "Gdzieś zniknęła". Nie umiem zwyczajnie gospodarować pieniędzmi. A to jest ważne.

Argument o ciuchach jest inwalidą - nie wiem jak ty, ale ja całe życie ubierany byłem na secondhandach. Szczerze - dzisiaj idę na zakupy i wolę kupić coś "na szmatach" niż w sklepie. Nigdy nie wyglądałem jak dziecko rumuna, ani jak z darów dla powodzian. Ani żaden z moich braci też.

Argument o alternatywnych znajomych, który na pewno są gorsi niż ci "na poziomie". Plis. Czy gdybyś miał kasę miał byś to co masz, był tym kim jesteś? JA wolę porozmawiać z tymi moimi kilkoma znajomymi, których ma dzięki temu jakie wybory podjąłem niż sto tysięcy platikowych, fałszywych ryjów. M.in dlatego nie utrzymuję kontaktu z nikim z mojego roku ze studiów (poza jednym wyjątkiem).

Uważam, że miałem wspaniałe dzieciństwo pomimo raku kasy moich staruszków. Pegasus, PSX, Szklarski i całą seria przygód Tomka, Pan Samochodzik, Sapkowski, Hitchcock, Pratchet, Harry Potter, Kroniki Narni. A wielu moich rówieśników nie ma o tym pojęcia, bo znają to tylko z filmów. Lub wcale. Czy to naprawdę źle, że skoro nie było kasy na wyjazdy, wycieczki, naukę jezyków obcych, kupowanie instrumentów to czegoś mi brakuje? Serio? Jestem uparty jak osioł, nie do zajebania jak się uprę. Z podejściem "co, ja nie dam rady?", z którego jestem dumny. Dzisiaj tyram na to, żeby moje dzieci (których jeszcze nie mam) miały lepszy start niż ja miałem. Żeby nie musiał studiować dziennie (bo za darmo) i pracować na pełny etat, żeby się utrzymać. Na przykład. Wiem też jak kasa zmienia rodziców. Bo serio - ja miałem innego ojca niż moi kilka lat młodsi bracia. Miał zwyczajnie więcej czasu dla mnie.

I wszystko to nauczyło mnie co ja swoim dzieciakom chcę dać, czego sam nie miałem. Bo widzę jakie to ma konsekwencje.

Serio Jeż. Masz brykę, Żonkę, rower, wioseł parę. Fajnych kumpli na ss.pl. Tak ci w życiu trudno i ciężko?

Mi zajebali rower sprzed domu i teraz dymam na piechotę do roboty...


Posty połączone: 27 Cze, 2014, 20:51:24
Ale jak znajdę skurwola co mi go ukradł to łay z dupy powyrywam. I zaczynam składać nowy. Bo tak.
« Ostatnia zmiana: 27 Cze, 2014, 20:51:25 wysłana przez Orange »