Z innej beczki. Nie wiem czy to bardziej wkurw, szok, czy wszystkiego po trochu.
Moja
miała w umowie zakaz rozmawiania o pensjach. Wiadomo, zawsze się coś takiego podpisuje, i zawsze lekko przymyka na to oko. I wspomniała raz w luźnej rozmowie z najbliższymi współpracownikami (=ludźmi z którymi siedzi w pokoju, załatwia wszystko, jeździ w delegacje etc.) bo zszedł na to temat, o widełkach płacowych w jakich jest, żeby nie podawać dokładnych kwot, zresztą oni zrobili to samo.
I teraz okazało się że ktoś "życzliwy" ją podjebał i grozi jej nawet zwolnienie. Nojapierdole, jak można być takim skurwysynem...