Nie znoszę ani psów (miałem x-sztuk przez xx-lat w domu to wiem o co chodzi), ani kotów (kuzynki miały tego od chuja), ani większości zwierzątek, pierzastych też. Bo hałasują, bo brudzą, bo jebią (i nikt mi nie powie że jest inaczej, nie przekroczę nawet progu domu a już wiem czy ktoś coś tam trzyma), a dla mnie przyjemności z tego żadnej.
Chociaż po prawdzie trzymałbym jakąś rybkę (ale Moja
by protestowała), albo jeżyka (ale boję się że po prostu bym nie potrafił), ale na pewno nie "kochanego pieseczka"
PS. Mnie cieszy że 1) się przeprowadziłem zaskakująco sprawnie, 2) pojawiła się realna szansa na spełnienie GASu, małego ale zawsze, 3) na razie, odpukać, nic się od dłuższego czasu nie spierdoliło...