Autor Wątek: Co was ostatnio zszokowało?  (Przeczytany 1456847 razy)

Offline Vicol

  • Pr0
  • Wiadomości: 1 057
    • Nakvrw und Śmierćmetal
Nawet jeśli, to przynajmniej dużo mniej.
I tak i nie. Nie jest to zależność prostoliniowa i nie w każdym przedziale grubości przebiega to w ten sposób. Poza tym odstrajanie się przy jebnięciu jest tylko jedną kwestią. Dalej pozostaje problem odstrajania się harmonicznych względem tonu podstawowego gdy stosunek długości do średnicy zaczyna mocniej odbiegać od modelu idealnego struny. Nie bez znaczenia jest tu też konstrukcja struny, przekładająca się na jej sztywność, tzn. udział grubości rdzenia, ilość warstw owijki, właściwości fizyczne materiału, etc. To o czym pisze Ghost_of_Cain to skrajny przypadek absurdalnie grubej struny bez owijki, która zaczyna zachowywać się jak sztywny walec i brzmi jakby ktoś patykiem napierdalał w balustrade.
Mniej pizgliwego dź-dź, więcej monumentalnego drr-drr - mnie to odpowiada :) i nie słychać u góry tego zjebanego przebijającego się drucianego dźwięku, jakby grał jednocześnie clean obok przesteru...
drr-drr też jest tylko do pewnego momentu. Dużo zależy od gitary ale generalnie zbyt sztywne druty przestają ryczeć a zaczynają plumkać. Zbyt cienkie również. 42 w E na cienszkim machuniowym epifonełkę nie chciało ani pizgać ani ryczeć.

Ale akurat u dołu o wiele łatwiej się robi takie rzeczy (imo), więc kwestia ćwiczeń i nawet i na szprychach od roweru wyjdzie.
Taaa, a potem mamy wysyp takich tematów: http://forum.sevenstring.pl/warsztat/nawracajacy-sie-ganglion-co-robie-zle/

W zasadzie to już wcześniej napisałem wszystko - grube wioliny rzeczywiście mogą być chujowe, no a o zbyt dużej dysproporcji pomiędzy naciągami pewnie tez nie ma co się rozpisywać.
Grube wioliny są chujowe, to fakt. A jeszcze bardziej chujowe są grube wioliny i flakowate basowe, czyli 90% dostępnych w sprzedaży kompletów zaczynających się powyżej 10.

 
Ale za to jak właśnie brzmi wiosło samo z siebie, zarówno akordami jak i pojedyncze struny, jak decha wibruje, jak bez użycia poszczególnych technik wszystko brzmi pełniej, potężniej, głębiej (akurat ten ostatni czynnik rzeczywiście utrudnia flażolety, kwestia co kogo bardziej jara) - mnie tam to odpowiada, a wręcz co robię podejście do jakiegoś cieńszego setu pod wpływem tutejszych forumowych gadek jak wasze, to tylko się utwierdzam w tym, jak bardzo pozbawione jaj i jebnięcia jest brzmienie z cienkich setów i bez lin cumowniczych gorzej mi się gra.
No i ta kwestia to w dużej mierze też udział wiesła. Zgadza się, są dechy, które zaczynają brzmieć dopiero przy grubych naciągach, bo taka jest ich konstrukcja. A niektórym zakładasz jakiś lajtowy secik i mielisz mięso. Ale znowuż masz taki myk, że takie wiesło przestaje fajnie się odzywać gdy dostanie jakieś sztywne liny holownicze. Zapewne dostrzegasz pewną analogię do zjawiska polegającego na tym, że różne wiesła mają swoje optima tonalne w różnych strojach?
synkopy to guwno