Z gitarą mam tak samo, zresztą nie tylko z nią. Ale to raczej temat do "co nas w życiu najbardziej wkurwia" a nie tutaj.
Bo to zajebiaszczo fajne uczucie kiedy się czegoś nowego nauczysz, co ci chodziło od dawna po głowie, albo sklecisz jakiś numer po którym, chodzą ciary (w taki czy inny sposób), ale jednak są sytuacje w których "trochę" się deprymujesz.
Przykład: grałem parę lat już, kiedy znajomek chciał zacząć grać. No i na wejściu kupił sobie zestaw jakiego ja się nie dorobiłem nigdy (= kasa panie, kasa), a potem po paru miechach zaczął tak wycinać, że ja też nie doszedłem do takiego poziomu nigdy (= talent, skill, umiejętności, jakkolwiek tego nie nazwać?). Troszkę to nie nastraja pozytywnie.
Albo: wciągnąłem jedną osobę do rowerowania, i przez parę lat pomagałem w rozwoju. Teraz mój rower stoi na strychu, a ta osoba regularnie okupuje podium mistrzostw polski. Z jednej strony = cholerna duma, bo jakkolwiek nie patrząc też się do tego przyczyniłem. Z drugiej = aićpanfhui...