Nasycanie końcówki(a właściwie lampy inwertera) jest dobre ale w marszalach. W soldano/meso/piwejo/englopodobnych wzmakach tylko zanieczyszcza gładki przester tempym pierdzeniem i wpierdziela wszelką dynamikę. Vicol, o jakiej dynamice mówimy? O tej co idzie spod ręki? To nie ten etap na gałach, mówimy o momencie, kiedy cokolwiek dopiero zaczyna żyć, nie między 9 a 11
Poza tym, na co komu taka dynamika, jak głośnik stoi prawie w miejscu, bo o tych głośnościach mowa. Strzelałbym, że zapomniałeś, kiedy ostatnio tak cicho dane Ci było grać
Od siebie dodam, że gram na halfstacku 5150+1960 w mieszkaniu i nie mam żadnych problemów z uzyskaniem przyzwoitego brzmienia na głośności ustawionej na 0,5 w skali 1-10. Muszę Ci uwierzyć na słowo. Generalnie, jeśli takie zwierzęta istnieją na świecie, to to jest najfajniejsza opcja. Po co kombinować, skoro bierzesz piwiego, ustawiasz, i tylko między próbą a domem zmieniasz głośność z 0,5 na 5. How convenient.
Spoiler Edit:
A tak w ogóle, to wszystko zależy od jednej zajebiście ważnej rzeczy - od tego co na co dzień robisz z gitarą. Ktoś to podsumowywał nieco podobnie w innym wątku. Jeśli grasz aktywnie w kapeli, przez 70 % czasu napierdzielasz normalnym, zdrowym soundem i po próbach ćwiczysz / nagrywasz w domu na HD czysta/pińcet, który zwykle siedzi w pętli i robi za efekty modulacyjne, to umysł masz czysty i spokojny. Nie potrzebujesz różnych pierdziawek, dodatkowych wzmaczków, reduktorów, innych urządzeń.
A jeśli siedzisz przez większość czasu z gitarą w sypialni i wzdychasz do ściany dźwięku, której Ci brak, to masz przejebane. Będziesz łaził i kupował HT pięć, tjubmajster miljon i miauczał, że to prawie to. Wiem, bo przebrnąłem.
Kupuj i bądź szczęśliwy. Tylko kup takie coś, co na salce też będzie miało jebnięcie, nie przesadź :-)