Od jakiegoś czasu w godzinach w sumie nocnych - na styk z godziną 22:00 - pewien kolo otwiera pod blokiem na oścież drzwi w swoje sportowej furze i na całą ...(tą tę...) puszcza mega gównianą muzę. A to dicho, to country satanic music (kto oglądał ten odcinek Beavisa & Buttheada?
), jakieś bonyemy i biedackie hardroki. Okej... Tylko, że robi to coraz częściej, później i głośniej. Usypiam dziś Następcę, a tu przez zamknięte plastikowe okna tak daje, że ciśnienie mi rośnie wykładniczo i kiedy dygnęła mi żyłka na szyi - wstałem. Otwieram okno - gwiżdżę na kolesia parę razy, nic. Dobra... założyłem pelerynkę i idę na dół do niego.
Ja zawsze zaczynam bardzo grzecznie i jak typ odpowie grzecznie, to nie ma problemu.
Pytam: czy mógłby pan ściszyć muzykę, bo nie mogę uśpić dziecka? Typ odpowiedział w taki sposób, że kiedy mu z kolei odparłem, to po chwili sąsiedzi zaczęli patrzeć co się dzieje. Uciszyło się. Zobaczymy na jak długo. Wróciłem do usypiania Młodego.