Może (a nawet jestem tego pewien) chodzi o to, że w mieścinach mniejszych gdzie są trzy bary a jeden ze sceną, frekwencja będzie, bo i ludzie jak przesiadują to tam, choćby i przypadkowo. A w stolycy chujnia, bo miejsca do grania =/= miejsca gdzie się idzie na piwo. Głównie dlatego, że są w dupie świata i często nawet nie sąsiadują z centrum. A o koncertach małych zespołów nikt nawet nie wie. Bo i skąd.