Generalnie nie chodzę do sklepów muzycznych. Nie dlatego, że nie mają lewych, bo to już w ogóle... Tylko, że cenię swoje zdrowie. A gdzie nie byłem: moje miasto, 3miasto, Posen, Toruń, Wawa, itd. - wszędzie wieje chujem, sprzedawcy traktują jak natręta, wygłaszając swoje objawienia - mimo braku podstawowej wiedzy (nie mówię o znajomości trendów!) i wypisanej na twarzy chorobie genetycznej. Najlepszy jest ten gest zniecierpliwienia, kiedy musi znaleźć kluczyk (yo, Wróó!), pójść i otworzyć gablotkę... Albo robienie wszystkiego - jakieś mętne gadki, pierdolenie o wysokiej cenie - żeby nie odpalić half-stacka Soldano, bo chcesz pograć, a nie wyglądasz, że będziesz kupować.
Dodatkowo występujące gity są ZAWSZE: albo zakurzone, albo zardzewiałe, albo między ostatni próg a struny wsadzam na luzie pytonga.
Śmiała teza - nie chodźmy tam.