Ja nie opowiem swojej smutnej historii, bo nigdzie nie gram i nie grałem.
To trzeba było przyjść na próbę, jakeśmy zapraszali, a nie się wymigiwać

Ja z kolei z radością bym opowiedział historię nazwy swojego bandu - sęk w tym, że nazwy jeszcze nie ma, bo całą kreatywność przekładamy w tym momencie na działalność muzyczną i na słowotwórstwo już nie starcza.

No, przynajmniej na takie słowotwórstwo, żeby każdy w bandzie był kontent z jego efektów.
Mój "projekt solowy" zwał się Infinite Beta, a to dlatego, że stale byłem niezadowolony z jakości nagrywanych przeze mnie utworków - jakieś pół roku szlifowałem szczegóły typu parę dźwięków w solówce czy detale w mixie. Idąc tropem pewnego potentata internetowego na literkę G oznaczyłem całość naklejką "Beta" - i magicznie zadziałało. Zaakceptowałem to, że idealnie nie będzie i w tydzień od tej zmiany nazwy miałem gotowe numery do wypuszczenia w sieć.
