Śmieszne filmy oglądacie niektórzy.
Ostatnio przerobiliśmy u mnie na mini-maratonie z sziszą cztery najnowsze filmy Stanleya Kubricka, oprócz Barry Lyndon.
A Clockwork Orange - dobrze było sobie przypomnieć, dlaczego w przeciwieństwie do reszty społeczeństwa nie kocham tego filmu.
7/10The Shining - znany już na pamięć nie przestaje bawić. Nicholson bajeczny.
10/10Full Metal Jacket - pierwsza połowa filmu mogłaby się z powodzeniem zapętlić. Pierwszy raz widziałem na TVN, jako jedyny film w polskiej telewizji z napisami. Oglądało się wybornie, chyba nawet reklam nie było?
10/10Eyes Wide Shut - tego akurat wcześniej nie widziałem. I żałuję, bo przepotężnie mi przypasował. Był idealnie nudny i przewidywalny, na moje gusta doskonały w każdym calu.
11/10 O nie, czyżbym miał ulubionego reżysera?
Kolejna edycja miała stać pod znakiem Indiany Jonesa, ale udało nam się obejrzeć tylko dwie pierwsze części, bo towarzystwo wymiękło, a mi się samemu nie chciało oglądać, jak ich położyłem spać.
Raiders of the Lost Ark - takich filmów przygodowych już się nie robi. Forda mógłbym oglądąć nawet w jakimś durnym serialu w takiej roli.
9/10Temple of Doom - Okaaay, nie tak dobry jak poprzednik, ale wciąż przyjemny.
7/10Przydarzyło mi się jeszcze w międzyczasie obejrzeć
Requiem (
http://www.rottentomatoes.com/m/10006856-requiem/). Dziwny film. Z jednej strony kręcony trochę 'artsy', nie powiela stereotypów horrorów, bo to raczej dramat, ale bardzo specyficzny. Dziwne cięcia, nie do końca przekonywująca gra aktorów i niemożebnie irytujące postaci duchownych. Miałem wrażenie, jakby film został niedokończony albo w połowie jego kręcenia odcięli im dopływ funduszy. Niemniej, można obejrzeć, dla tego dziwacznego nastroju diabła w epilepsji.
6/10