No właśnie nie dobrze. Bo to było tak, że słyszysz pata pata, tss tss perki dobrze, szum gitar ( ale z rozróżnieniem riffów były już problemy ), co jakiś czas solówkę, czy pinche ( i to brzmiało już bardzo dobrze ), no i wokal, jeżeli gitary akurat nie szalały, a Zakk się darł. Byłem już w życiu na parudziesięciu koncertach, w tym parunastu w stodole i niestety, ktoś poważnie spieprzył, bo takie nagłośnienie to ja znałem póki co tylko z małych klubików/pubów w formie piwnicy, z ledwo-że-sceną gdzieś w kącie. Lipa.
Ale niech Ci co też byli opowiedzą, bo może tylko ja głuchnę na starość