Ale Master of Puppets nie lubię
Dla mnie Metallica zaczyna się od "czarnego albumu", bo dopiero tam znalazły się dobrze skomponowane utwory. Wcześniej grali typowy metalokicz z tamtego okresu.
Drogie dziatki (załamuje dobrotliwie ręce, by po chwili pogłaskać po dziecięcych główkach), pierwsze trzy płyty Mety to kamienie milowe metalu. Jest akurat teraz cykl w MH na ten temat. I choćby przyszło tysiąc atletów - to MoP jest pieprzonym opus magnum, po którym ze szczytu zeszli w doliny, zaznaczając czasem tylko co pojedynczy wzgórek. Dziś gadajcie co chcecie, ale zadajcie sobie resztkę trudu, by sprawdzić, co się grało tuż przed jego wydaniem... Życzę też każdemu z nas takich kompozycji, o sprzedaży nie wspomnę.
Może jeszcze zacząłeś przygodę z metalem od "Nothig Else..." zasłyszanego na dysce? Nie gniewaj(cie)
się, ale to wszystko tłumaczy...
Wobec powyższych argumentów, zgadzam się w zupełności, że MoP jest albumem bardzo ważnym. Ale to nie znaczy, że świetnie się go słucha. Kiedyś się dobrze słuchało, ale nie każdy zespół jest ponadczasowy jak Pink Floyd. Ja Metallicę szanuję, co nie znaczy, że muszę lubić każdy ich album. Nie przepadam za takim graniem, jakie słyszymy na MoP, bo to przerost formy nad treścią (lub jak napisał Theremin - "nachalny patos"). Wolę Load i Reload, bo są wręcz popowo chwytliwe, niczym Milli Vanilli, a ja cenię chwytliwość kompozycji bardziej niż gitarowy onanizm. Stąd też wolę "czarny album" Metallicy od ich wcześniejszych nagrań, tak jak wolę Pet Shop Boys od Petrucciego ;P
A przygodę z metalem zacząłem w wieku ok. 9 lat od Illusion, Houk i wczesnego Sweet Noise, których klipy często leciały w naszej telewizji.
Złośliwość z dyską Ci nie wyszła
Na gejowskich dyskach puszczają "It's a Sin" albo "So Hard" Pet Shop Boys, a nie "Nothing Else Matters". Kto by chciał przy tym tańczyć? (że o igraszkach w darkroomie nie wspomnę).