Choruję na to wiosło od dłuższego czasu i to właśnie white gloss. I jak się teraz zastanawiam jakiej gitary brakuje mi do kompletu do LP Std i MM Morse, to właśnie ten skurczybyk mi przychodzi do głowy w pierwszej kolejności. Pałętał mi się jeszcze tele po głowie, ale od pewnego czasu zaczynam mieć w dupie Fendery. Pół życia na nich grałem i brzmiałem jak pizda. A tu se nagle człek kupuje Les Paula i zaczyna brzmieć jak mężczyzna Poza tym do tych pseudo strato-telkowych soundów mam Morświna, który na dodatek potrafi zabrzmieć z pizdą, a nie jak bzyk muchy nad pisuarem
Ogólnie jakoś ostatnio radykalizuję spojrzenie na sprawy sprzętowe i zaczyna mi to wychodzić na dobre. Wychodzi na to, że im mniej, tym więcej.
Wychodzi na to, że po dwudziestu latach przerzucania stratów/superstratów i modern-multiczanel-hajgejnowych wzmacniaczy, doszedłem wreszcie do wniosku, że najlepiej na brzmienie robią mi ci dwaj panowie:
( Obraz usunięty.)
( Obraz usunięty.)
lepiej późno niż wcale
Ten jest też dziki, strasznie mi chodził po łbie jakiś czas temu. widziałem nawet egzemplarz z 1965 co zszedł za komicznie niskie pieniądze, bo był potłuczony i zmodowany lepszym stoptailem (troszkę powyżej $1000!).
Juniory to czad!