Autor Wątek: Co Was w życiu najbardziej wkurwia, czyli kącik małego frustrata  (Przeczytany 1679958 razy)

Offline maarioo

  • Pr0
  • Wiadomości: 659
jako rocznik '89 naleze tez do tego 'pokolenia bez wysilku' ;) i tez sam siebie tym wkurwiam. zwlaszcza jak jakis deadline goni. wpierw wielkie uberambitne plany, ale przez slomiany zapal pozniej wszystko chuj, na ostatnia chwile, po lebkach i wielki stres i sranie, czy zdaze jakas prace zrobic, egzamin zaliczyc itp - podczas, gdy tak naprawde przy minimum systematycznosci one sa z palcem w dupie na 5 do zaliczneia. ale sie nie nigdy nie chce, nie potrafim sie zmusic. i wisi taki miecz demoklesa, czy jakiegostam tam innego kutasa - za leniwy jestem, aby sprawdzic. i wszyscy wokol to samo. normalnie plaga prokrastynacji :D bo po co sie uczyc i miec wiedze w glowie, skoro zawsze mozna skorzystac z gownianej jakosci bazy danych typu wikipedia, w ktorej ktos moze napisac, ze czekolade sie robi z gowna i pozniej nigdy nie pamietac, czy aby napewno gowna, a nie szczyn? ale za to miec odp od razu, za kazdym razem w doslownie chwilke sprawdzic przez neta na telefonie, zamiast szukac rzetelnego info akademickiego i zapamietac jego tresc, aby zawsze na pewno wiedziec i wiedziec dobrze. za duzo zachodu, uczenie sie odchodzi do lamusa - teraz wszyscy tylko sciagaja gotowy dorobek innych i go ew modyfikuja - kiedys technicznie to nie bylo mozliwe, wiec ludzie sie po prostu edukowali, aby cos soba prezentowac i moc cos osiagnac (oczywiscie, jakby ktos mial watpliwosci - caly czas krytykuje siebie i to, jak moje pokolenie dziala, nobilitujac to, co bylo kiedys i z trwoga patrzac na jeszcze mlodszych ode mnie, z ktorymi jest jeszcze gorzej). kurwa, czasem czlowiek nawet odlac sie nie pojdzie, bo mu sie ruszyc dupy nie chce i bedzie sie tak meczyl z przepelnionym pechezem, a o pojsciu zrobic sobie cos zjesc, kiedy jest sie glodnym nie wspominajac - kibel/kuchnia za daleko od lozka/biurka sa... a zem jeszcze ze szczecina, to do tego udziela mi sie ponura, deszczowa mentalnosc naszego miasta: jesli cos wymaga chocby zalatwienia czegos, to po co probowac, skoro moze sie nie udac; ile mozna na tym stracic? i meczyc sie w chujowiznie, zamiast sprobowac, bo jest szansa na zysk.

co do angola: ja sie go nauczylem tez z gier, konkretnie (j)rpg - tyle, ze ja sobie co najwyzej raz na ruski rok pojedyncze slowko w slowniku sprawdzilem (bo mi sie nie chcialo) - jakos z kontekstu i obrazkow na ekranie czailem mniejwiecej o co chodzi, ba, nawet mnostwo slowek znalem i mniejwiecej wiedzialem co oznaczaja, aby po paru latach w szkole poznac dokladny polski odpowiednik i sie zaskoczyc, jak blisko celowalem ;) az na studiach filo eng wyladowalem :) ale takie cos to tylko dzieciom sie ponoc udaje, wiec to jedyny plus teog, ze playstation dostalem w podstawowce. ponoc u doroslego to juz niemozliwe, bo language aquisition device sie juz spsowuje i nauka jezyka na czuja nie wychodzi :)

men, masakra - wszystko ( poza filologią angielską i rocznikiem :D ), co napisałeś zgadza się i u mnie - leń straszny, ale jednocześnie wkurwiam się tym sam. jednego dnia stwierdzam, że nie mam czasu na np. naukę i siadam z wiosłem, a następnego się niemiłosiernie wkurwiam, że mam już za mało czasu na cokolwiek i staram się zrobić co tylko się da, biegając po domu z trzęsącymi się z nerwów łapami ( bo wyjść miałem np. 5 minut temu ). i tak w kółko.
no i historia z otrzymaniem szaraka w podstawówce, nauką angielskiego z jRPG na zasadzie kojarzenia tekstu z wydarzeniami na ekranie i późniejsze zaskoczenia w szkole - jakbyś pisał o mnie :D
« Ostatnia zmiana: 05 Paź, 2010, 20:25:32 wysłana przez maarioo »