Jakiś czas temu jestem z paroma znajomymi na totalnym wypiździewie - drogi już właściwie nie ma, obok jakiś rozlatujący się pegieer, krzaki chyba jeszcze przedwojenne, ogólnie "Polska Ź". Tak siedzimy, paczymy, i nagle doleciał nas jeszcze aromat dawno niesprzątanej obory. Jeden ze znajomych tak siedzi, duma, i nagle stwierdza:
-
to już nawet nie są Wilkowyje A na świeżo - Moja
wstała o wiele za wcześnie, i w trakcie "porannych przemyśleń" nagle pyta:
- daleko mamy do Lublina?
- daleko
- a w jakim to województwie?
- no lubelskim
- a to daleko...Jak ja ją kocham