mondo - to nadawałoby się praktycznie na osobny temat, ale skoro już jest to ode mnie tyle (w skrócie):
- czas oczekiwania - z tego co czytałem (nie tylko tu) pół roku to żaden wyjątek. Jeśli ktoś ma bardzo sprecyzowane potrzeby, to pewnie za 6 miesięcy też będzie takie miał. Ale ja na przykład nie - pod koniec wakacji poszukiwałem pilnie gitary strato-brzmiącej, ale nie będącej stratem. Ostatecznie znalazłem po jakimś miesiącu i... nie dałem przerażającej kasy, gram mi się na niej świetnie, ale w razie potrzeb niestety pierwsza idzie na sprzedaż. Bo nagle okazało się, że nie jest tak potrzebna teraz jak wtedy;
- "mam to co chcę" - w teorii, bo tak samo jak wszędzie, determinuje mnie kasa. I nagle okazuje się, że zamiast x-warstwowej, egzotycznej klejonki NTB wychodzi klonowy set-in, na top zamiast grubej płyty AAA mamy fornir o nic niemówiącej na dobrą sprawę nazwie "quilt", a za taki banał jak pomalowany tył trzeba dopłacać extra. I tak dalej...
- gitarę zamawiamy w ciemno i dostajemy w ciemno. Pomijając sytuacje szczególne, typu zamawianie nietypowych modeli, jeśli w jakiejś sztuce którą chcemy nabyć w tradycyjnym sklepie nie spodoba nam się COKOLWIEK, mamy sporą szansę ściągnięcia innej, jeśli już tam takowa nie wisi. Byłem świadkiem takich rzeczy, więc wiem że "jak się chce to się da". Przypadki rzeczywistego braku sprzętu i ludzkiej głupoty pomijam
A lutnik? Pierwszy raz trzymamy go w ręce przy płaceniu, a i to jak dobrze pójdzie (wysyłka!). Bo co zrobimy, zrezygnujemy i stracimy zadatek? Będziemy czekać następne nie-wiadomo-ile na poprawki, jeśli w ogóle uda nam się je wyegzekwować? I potem wychodzi, że drobne z pozoru nieprzemyślane detale / niedoróbki / czy po prostu złe założenia (robienie gitary bardzo nietypowej) sprawiają, że potem instrument szybko zmienia właściciela. O ile go zmieni, bo...
- skoro już o kasie - absurdalny spadek wartości wyrobu lutniczego przy odsprzedaży. Jakiś czas temu sam traktowałem ten powód jako cokolwiek "wydumany", ale - wprost - będę się cieszył jak za rok o tej potrze zostanę z więcej niż jedną gitarą na stanie, bo wiem że czekają mnie wydatki.
Po forum krąży już sporo gitar które są po prostu zajebiste, tylko że... to sprzęty lutnicze. Gdybym (zakładam) potrzebował dobrej 6ki, zgłaszam się od razu po
terrorowego Culprita, a 7ki - do
el-biczela po tę szafirową piękność made in PAS
Ale, bądźmy szczerzy - przynajmniej 4/5 osób mając ok. 2-2,5 tysiaka kupi albo jebaneza, albo szektera (zobaczcie za ile można wyciągnąć np. Hellraisera w świetnym stanie!), albo cokolwiekinnegobyle
nielutnika. A te pozostałe kilka(naście?)procent będzie szukało dziury w całym i dążyć do możliwie największego opuszczenia ceny, nawet sporo poniżej granicy zdrowego rozsądku.
Dziwi mnie jeszcze jedno - gitara lutnicza powinna albo być z założenia a) wyraźnie tańsza od oryginału, b) wyraźnie inna od oryginału. A co rusz widzimy sprzęty będące praktycznie idealnymi kopiami seryjnych gitar, które na dodatek wcale nie kosztowały mniej. To czy brzmią czy nie to inna zupełnie sprawa która powinna być rozpatrywana indywidualnie, i którą celowo pomijam, bo nie o tym temat. Są tanie "seryjniaki" co brzmią dobrze i drogie co brzmią ch**owo, tanie "lutniki" co... i tak dalej.
W każdym razie - dochodzi do sytuacji, że nowy "stock" za 3k i nowy "lutnik" za 3k mogą wyglądać i brzmieć praktycznie tak samo - podkreślam, MOGĄ A NIE MUSZĄ! I przy takiej sytuacji że obie teoretycznie są tak samo dobre = tyle samo warte, okaże się w praktyce że na stocku stracimy potem 5 stówek, a na lutniku 1,5 tysiaka, to jak dobrze pójdzie.
W podsumowaniu - nie dość mam nic przeciw lutnikom i ich wyrobom, to jeszcze wiem że gdybym zamawiał "gitarę idealną" to nie miałbym innego wyjścia, tylko skorzystać z ich usług. Tylko zadałem sobie pytanie - CZY NAPRAWDĘ MUSZĘ? I doszedłem do wniosku, że moim potrzebom odpowiedzą bardziej dwie w pełni seryjne, ale RÓŻNE gitary, które nabyłem dość szybko (jedna czeka na znaczną przeróbkę, fakt), i których w nagłej sytuacji mogę równie szybko i bez większych strat się pozbyć, niż jedna sztuka lutnicza, na którą się wyczekam i przy kupnie, i przy odsprzedaży.
Ale to jest jak podkreślam, moje zdanie. Każdy ma prawo do swojego
PS. Ufff, długo... a i tak o paru sprawach nie napisałem. Np. o tym, czy zrobienie ostatecznie niespecjalnie udziwnionego gryfu (po prostu 25,5 cala przedłużone o 3 progi, przy zachowaniu umiejscowienia stopki = 30 cali i 27 progów, materiałowo standard bo klon + w sumie cokolwiek na podstrunnicę, główka też wszystko jedno byle 3+3) musi kosztować 1000PLN i to z wielką łachą? Chyba że miałem pecha*
*jak ktoś zna dobrego lutnika który tego podejmie w ludzkich pieniądzach, niech da znać