Spoiler Rzeczywiście w większości polskich śpiewników znajdziesz H. jednak jest to błąd. Przytoczę poniżej ciekawy artykuł odnośnie tego zjawiska. Wiem, że jest długi, ale myślę, że czasami warto zgłębić temat Smile "Temat zdało by się banalny, lecz jakoś zawsze męczyły mnie pytania o genezę używanego w Polsce dźwięku "H", źródło nazw solmizacyjnych itd. Co dziwne, tytułowani nauczyciele w szkołach muzycznych nie wiedzieli na ten temat kompletnie nic. Na pytanie "dlaczego", najczęściej padała odpowiedź z nutą patriotyczną - "bo tak się u nas pisze od wieków, to nasze dziedzictwo, używamy polskiego zapisu". Byłem doprawdy wzruszony, ale kiedy widziałem symbole akordów takie jak Hmaj7, coś mi tu nie grało. Jak to, z jednej strony patriotyczne "H", a obok angielskie "major7"? Czy to nie oznaka nomenklaturowej schizofrenii? Postanowiłem sam znaleźć odpowiedź na nurtujące mnie pytania... BoecjuszHistoria znanej dzisiaj notacji muzycznej sięga ponad 2500 lat wstecz. Po raz pierwszy, w okresie antyku, w pełni rozwinięte pismo muzyczne stworzyli Grecy. Według niektórych historyków początki jego sięgają VII wieku p.n.e. Badania ustaliły, że istniały dwa rodzaje notacji. Pierwsza, instrumentalna, bazowała na archaicznym alfabecie ze znakami fenickimi. Druga, wokalna, opierała się na alfabecie klasycznym. Obydwie były notacjami literowymi, ale oprócz dźwięków opisywały rytm, metrum, pauzy, a także (jak się spekuluje) dynamikę i wykonanie. Ciekawe jest, że obydwie notacje przedstawiały jedynie interwały pomiędzy dźwiękami, a nie ich absolutną wysokość. Tak więc warto pamiętać, że pomimo wielu wysiłków i badań, dotychczasowe transkrypcje i przedstawienie starogreckiego systemu dźwiękowego jest czysto umowne. W średniowieczu muzyka jak i literatura związane były ściśle z Kościołem i liturgią. Powiększający się dorobek muzyki liturgicznej wymagał utrwalenia w piśmie, gdyż tylko to mogło uchronić go przed niepożądanymi zmianami. Pisaniem tekstów, a raczej kopiowaniem i powielaniem, zajmowali się głównie duchowni. W klasztorach, gdzie najczęściej wytwarzano wtedy książki, pracę tę wykonywali wyszkoleni specjalnie mnisi, natomiast przy katedrach biskupich książki pisali kopiści z niższego kleru. Dopóki sztuka czytania i pisania nie objęła mieszczan, w kancelariach świeckich władców również pracowali duchowni. Średniowieczni teoretycy muzyki czerpiąc wzór ze starożytnych greków zaczęli nazywać dźwięki literami alfabetu. Boecjusz (A.D. 470-525) napisał pięć ksiąg opisujących znaną wówczas teorię muzyczną. Do nazwania dźwięków obowiązującej wtedy dwuoktawowej skali użył 15 liter alfabetu. Początkowo notowano skale dwuoktawowe (Boecjusz, Hucbald), z czasem ograniczono zapis do jednej oktawy (Odo z Cluny, zm. 942 r.). Do zapisywania dźwięków podstawowej skali użyto 7 liter alfabetu łacińskiego, w normalnej jeszcze kolejności: A, B, C, D, E, F, G. Było tak do czasu, aż tytułowy diabeł zamieszał w muzycznej nomenklaturze. A stało się to tak... GuidoŻyjącemu w XI wieku mnichowi benedyktyńskiemu, Guido z Arezzo, teoria muzyki zawdzięcza bardzo wiele. Wprowadził on między innymi do użycia poszerzony zapis muzyczny na 4 liniach, solmizację oraz heksachordy, czyli skale, składające się z 6 dźwięków. Początkowo heksachordy były 2: heksachord C (C, D, E, F, G, A) oraz heksachord G (G, A, B, C, D, E). Heksachordy miały ułatwić śpiewanie i zapamiętywanie wszystkich diatonicznych, używanych wtedy melodii. Nieco później dodano jeszcze heksachord F (F, G, A, B, C, D). Pojawił się jednak niespodziewany problem z tym ostatnim heksachordem - pomiędzy dźwiękami F-B występowała odległość trzech całych tonów, czyli tryton. Tryton był bardzo niewygodnym i krnąbrnym interwałem. Zawierając w sobie trzy całe tony mógłby się łatwo kojarzyć z Jednością w Trójcy, po trzykroć Jednością i Kościół chętnie skojarzyłby go zapewne z Trójcą Świętą, gdyby nie brzmienie... Dla ówczesnych, przyzwyczajonych do konsonansów uszu interwał ten brzmiał arcy obrzydliwie. Nazywano go nawet dysonansem wśród dysonansów. Taka brzydota nie mogła pochodzić od Boga i granie go w kościele, świątyni Boga, byłoby bluźnierstwem. Tryton ze swoimi 3 całymi tonami, czyli w sumie 6 półtonami, kojarzył się też niedobrze z liczbą przypisywaną diabłu - 666 (z Apokalipsy św. Jana 13:16-1Cool. Nazwano go więc "diabolus in musica" (diabeł w muzyce) i zakazano używania. alfabet gotyckiW celu uniknięcia tego cuchnącego siarką problemu, w heksachordzie F (F, G, A, B, C, D) postanowiono używać dźwięku "B" obniżonego o półton (F, G, A, Bb, C, D). Uzyskano dzięki temu konsonans (kwartę czystą) oraz spokój sumienia. Przy czym nadal stopień ten w pisowni nazywał się "b". Dla rozróżnienia, "b" z heksachordu F nazywano "b-molle" (miękkie b), a "b" z heksachordu G nazwano "b-durum" (twarde b). Zgodnie z nazwą, wkrótce zaczęto różnicować pisownię tych literek, odpowiednio: okrągłe "b" i kwadratowe, gotyckie "b" (bardzo podobne do gotyckiej litery "h"). "W XVI wieku w Niemczech błędnie odczytano symbol "b durum" jako literę "h" (*). Zapewne jakiś skryba klasztorny pomylił się i dał światu ósmą nazwę dźwięku. Wraz z duchowieństwem i misjonarzami, księgi zawierające zapis muzyczny migrowały z Niemiec do Polski i krajów skandynawskich. Dzięki temu nasz muzyczny alfabet brzmi następująco: A, H, C, D, E, F, G. Natomiast kraje anglosaskie nie powieliły tego błędu w zapisie i używają obecnie pierwotnej formy: A, B, C, D, E, F, G. Ciekawostka - od obniżonego dźwięku "b" wywodzi się też współczesny znak chromatyczny - bemol. Nazwa "bemol" pochodzi z francuskiego "bé-mol" (co znaczy "miękkie b"). Nuta "B" jest też pierwszą nutą z bemolem na kole kwintowym, gdyż przez długi czas można było zmienić (obniżyć) tylko tę jedną nutę. Natomiast pierwszym używanym w historii muzyki podwyższonym dźwiękiem było "F". Pamiątkę tych faktów mamy na kole kwintowym (kolejność przybywania znaków przykluczowych). HymnTen sam Guido z Arezzo, odpowiedzialny za heksachordy, wprowadził do użycia solmizację, aby ułatwić śpiewanie melodii. Solmizacyjne nazwy dźwięków pochodzą z hymnu do św. Jana Chrzciciela, napisanego przez Paulusa Diaconusa (+799). Melodia do niego powstała prawdopodobnie później. A o to i sam hymn: Ut queant laxis Resonare fibris Mira gestorum Famuli tuorum Solve polluti Labii reatum Sancte Ioannes Ciekawostka - melodia średniowiecznego hymnu do św. Jana jest do dziś dzień używana, z polskim tekstem, w Kościele Katolickim (hymn pierwszych nieszporów w Uroczystość św. Jana Chrzciciela.) Guido zaczerpnął pierwsze litery z sześciu wierszy tego hymnu, zaczynających się od coraz wyższej nuty - ut, re, mi, fa, sol, la). Później, w XVI wieku Anzelm z Flandrii połączył pierwsze litery ostatnich wyrazów (Sancte Joannes) i nazwał siódmy dźwięk jako "si". Ze względu na trudność w wykonywaniu "ut" w XVII wieku zastąpiono je bardziej dźwięcznym "do". Nazwa ta pochodzi od nazwiska G.B. Doniego, który tej zmiany dokonał. W ten sposób powstały znane dziś solmizacyjne nazwy gamy C dur: do, re, mi, fa sol, la, si, (do). Ciekawostka - rozwinięta jego wersja obejmuje również dźwięki chromatyczne. Skala chromatyczna wznosząca się (z użyciem podwyższeń dźwięków): Do Di Re Ri Mi Fa Fi Sol Si La Li Ti Do. Skala chromatyczna opadająca (z użyciem obniżeń dźwięków): Do Ti Te La Le Sol Se Fa Mi Me Re Ra Do. Jak widać, pomysłów na nazywanie granych nut było wiele. Najstarszym jednak rodzajem notacji, a przy tym najbardziej intuicyjnym, jest przyporządkowanie kolejnym nutom skali liter alfabetu. Podkreślę - kolejnych liter alfabetu - A, B, C, D, E, F, G. W czasach, kiedy nie boimy się "diabła w muzyce", kiedy nie używamy tylko 3 heksachordów, a całej skali chromatycznej, nie ma sensu używanie nazwy "h". Tym bardziej, że takiego dźwięku nigdy nie było, a literkę tę mamy na skutek błędu w notacji twardego, gotyckiego "b". Wielu muzyków w Polsce, Niemczech i krajach skandynawskich działa na rzeczy przywrócenia pierwotnego stanu rzeczy. Sądzę, że ujednolicenie nomenklatury muzycznej (nazw dźwięków, akordów, itd.) i wyrównanie do międzynarodowych standardów wyjdzie nam na dobre. Zresztą przy zalewie muzyki i materiałów edukacyjnych z krajów anglosaskich stanie się to i tak, wcześniej czy później, bez naszego udziału."