O... matko? Dochodzicie się jak gimznazjaliści. Albo i gorzej.
Z jednej strony - tak kolego Rachet, takie wprost wrzucanie "matka mnie wkurwia" na forum o gitarach 7-strunowych jest trochę nie teges.
Z drugiej strony kolego Frantic (ale i Wuju nieco też) - jeśli nigdy nie mieliście ochoty podłożyć żagwi płonącej pod własny swój dom rodzinny, toście szczęściarze. Jak jasna cholera. A teorie o tym że "szanuj/słuchaj osobę/y X bo szanować/słuchać ją/jej należy bo to mamatatasiostrabrat
wujekbabciaszwagier
itakdalej" to można teraz wykładać gdzieś tak do końca podstawówki, bo potem już dzieci w to nie wierzą. Zresztą słusznie.
Ja wierzyłem naście- lat za długo o teraz mam w życiu totalnie przejebane. Nie będę może pisał jak bardzo, bo nie chcę się wywnętrzać ale w wieeelkim skrócie:
Spoiler Naście lat zapierdalałem w domu - remonty, tynkowanie, gispowanie, instalacje, malowanie, palenie i odśnieżanie w zimę (jebane stare budownictwo) itd. Zero kolonii, wakacji, kieszonkowe albo wcale albo na lizaka. Nie wychodź grać w piłkę bo to, wracaj o 9tej od kumpla bo tamto. Zainteresowania tylko takie żeby kasy nie wydawać, albo wydawać jak najmniej. Do tego "ucz się dziecko ucz, ale nie zawracaj dupy żebyśmy pomogli bo mamy ciekawsze rzeczy w TV". Dzięki temu niczego się w życiu nie nauczyłem porządnie, bo w pewnej chwili ktoś musi zainwestować i czas i kasę, żeby był progres, a niczego takiego się nie doczekałem, bo niby po co? No i oczywiście megaworldbullshit pt. "bądź grzeczny, słuchaj starszych itd" z czego leczę się do tej pory, ciągle dostając po dupie od takich którzy dbają tylko o własne cztery litery. No i jak w pewnej chwili chciałem poukładać życie nieco po swojemu, to było "nie bo nie". W sumie nie wiem za bardzo czemu do tej pory, bo ani nie chciałem kasy dla siebie (tylko współfinansowanie remontu domu), ani nie wiadomo jakiej swobody (tylko uszanowanie prywatności i własnych wyborów) ani rewolucji reszcie domowników też bym nie robił. I - przechodząc do sedna - wyszedłem wreszcie z domu po kilkuletniej permanentnej kłótni, z czego ostatnie kilka(naście)miesięcy to była masakra. Wyszedłem posiadając tylko 10-letnie-w-permanentrym-remoncie-auto i zawartość jego bagażnika, bo tyle miejsca zajęły WSZYSTKIE rzeczy jakie posiadałem - ze 2 siatki ubrań i jakieś pudełko z paroma książkami i innymi drobiazgami + gitara (sam w końcu se kupiłem!). Z zerowymi oszczędnościami, z pracą na śmieć-umowie którą musiałem (i muszę do tej pory) przedłużać co miesiąc, do mieszkania w stanie rozkładu, nad którym się musiałem jebać całą wiosnę po pracy (i przed) dzień w dzień. Samemu oczywiście, bo nikt inny palcem nie kiwnął, bo po co? 37m2 plus mini-balkon. A 6km dalej marnuje się >110m (plus ~100 poddasza do adaptacji) domu "bo tak". A moi-kochani-rodziciele mają te 6km za daleko żeby mnie odwiedzić na dłużej (bo 2x45min to śmiech na sali a nie odwiedziny), chociaż zapraszałem parenaście razy, ale do Wawy (ca. 240km) na weekendy do znajomych to parę razy już byli w tym czasie. O-kochanej-siostrze nawet nie piszę bo mi się nie chce, ale rozmawiałem z nią 1,5 miesiąca tamu, a dłużej to chyba przed wakacjami.
W wieeelkim skrócie to tyle. Dlatego wiem że rodzina może wkurwić o wieeele bardziej niż ktokolwiek inny, stąd nie bulwersują mnie teksty typu "matka mnie wkurwia" bo wiem jak bardzo potrafi. Stąd przestańcie się napinać i udawać wielkie-święte-oburzenie. Chociaż faktycznie przenieście się na PW bo trochę żal.pl to czytać.
Dziękuję, pozdrawiam.