Chciałbym poznać Wasze opinie, doświadczenia i porady w zastosowaniu obydwu rozwiązań. Moje dygresje są następujące.
Plus za multiefektem jest taki, że mamy wszystko w jednym puzdereczku. Nie ma stracha o pętlę mas, 4CM i jednym kopem z glana zamiast grać covery Comy gramy covery Dżemu. Cały pedałbord można mieć w kieszeni i szybko idzie posprzątać jak zamówimy z roxy dziewczynę.
Minus niestety procesorków taki, że tak samo jak dziewczyna z roxy zawsze coś zostawi od siebie albo coś nam zabierze. W tym przypadku degraduje brzmienie. Po zalaniu piwem całe misterne ustawianie presetów, banków i ambientów jedzie w Bieszczady. No i pętle we wzmakach też różne. Najmilej pod tym względem mi się współpracowało z Mesą Dual a najgorzej chyba z Jet City.
Plus za gejdeską natomiast to, że fizycznie obcujemy z danym elementem naszego rigu i w każdej chwili możemy na szybko coś wypiąć, wpiąć, rozbudować. To rozwiązanie w teorii nie ma granic. Jest też na tyle idiotoodporne, że jak coś nam nie gra to jednak gra tylko inaczej.
Minus - trza mieć dobre zasilanko, dbać o to by nie zapętlić masy, uważać gdzie się stąpa (szczególnie jak się gra w 15cm szpilkach), kable, wszędzie kable i jeszcze więcej kabli no i niech teraz któryś pęknie. Rozmiary tu zależy kto ma ile wyobraźni. No i jak tu ogarnąć ten pierdolnik?