Osiem strun. Skala 29,4 cala. Jeden pikap Lundgren M8 w jesionowej desce. Sygnatura gitarzystów z Meshuggah. Wiosło o jasno sprecyzowanym przeznaczeniu - niczym nieco pogubiony w życiu osiedlowy idealista w ortalionowej zbroi ma koncertowo i bezpretensjonalnie spuszczać łomot. Moje pierwsze 8 i cóż mogę jeszcze rzec... Jest to bardzo inspirujący instrument.
Rozważałem jeszcze dwie inne 8mki od Ibaneza, RGIF8 oraz RG5328. Ale i jedno, i drugie ma EMG z którymi się nie lubię także ostatecznie padło na M80M.
Zaskoczyły mnie w tym wiośle trzy rzeczy.
1. Jest lekka. Lżejsza od mojego stratocastera.
2. Jest wygodna. Gryf ma lepszy niż Schecter Jeffa Loomisa (a ten ma krótszą skalę i 7 strun...)
3. Lundgren rozdaje takie miłosne buziaczki, że sąsiedzi, rozpływając się w akustycznej rozkoszy romantycznych ballad Meszugi, dali mi znać, że mają dość trubadurzenia na mojej lutni. W akcie miłosierdzia dałem im odpocząć. Nie wiedzą jednak, że siła miłości jest bezgraniczna i nie do powstrzymania. Trzeba zatem zadać sobie pytanie - wolisz w sobotę o 6:00 być obudzony warkotem młota pneumatycznego rozpruwającego chodnik czy delikatnym jak pawie pióro muzycznym pejzażem, romantyczną poezją pragnącą napieścić Twoje spragnione sztuki serce?
A oto i lutnia.