Witajcie, moi drodzy Państwo,
Chciałem pochwalić się tym moim NGD już od dłuższego czasu, lecz cały czas mi coś przeszkadzało - głównie byłem zajęty, ale jak już miałem czas, to chciałem nagrać jakąś sensowną próbkę z PODa, zrobić parę zdjęć. Dziś próbki dalej nie ma, a zdjęcia zrobiłem takie, że będziecie krzyczeć, że flesz prosto w gitarę zamiast rozproszony, złe światło i wgl jakość niezachęcająca... ale nie mogę się powstrzymać (postaram się coś sklecić w najbliższym czasie, ale zobaczymy).
Long story short: Sprzedałem sześciostrunowego Ibaneza i dwa dni później zamówiłem gitarę nówkę (
) sztukę z RNR. Niby wypisane na główce ma Schecter, ale - jak to ktoś wspomniał w recenzji siostrzanego modelu pióra Dale'a - bardziej to Jebanez niźli wspomniany Koreańczyk. Gryfu bałem się najbardziej, więc dla mnie jak najbardziej
en plus .
Schecter Banshee 7 Passive Trans Black Burst
Zdecydowałem się na nówkę, bo miała wszystko, czego potrzebowałem, a czego nie miały inne nówki/używki w podobnej cenie. 26,5". Wygodny, cienki gryf. Pasywne przetworniki (combo Nazgûl + Sentient). Śliczny quilt top. Fabrykę w Korei miast Indonezji. Miała też wszystko to, czego wcześniej nie do końca potrzebowałem, ale jak się okazało, że ma, to od razu tego zapragnąłem. Olchowe body. Hebanową podstrunnicę. Rozłączane cewki na push-pull. I blokowane klucze.
Zastanawiałem się też nad kupnem Jacksona DKA7 od Niemca, dość podobna specka, inne przetworniki i - ponoć - mniej wygodne łączenie gryfu z korpusem. Zawsze chciałem mieć Jacksona, bo przez długi czas byłem fanem Megadethu i Marty'ego Friedmana. Byłem właściwie zdecydowany, jednakże z ciekawości napisałem do RNR, czy nie mogliby załatwić mi w jakiś sposób Banshee 7, ale właśnie na pasywach (bo na stronie internetowej widnieje jedynie wersja aktywna). Pan Robert odpisał mi natychmiast, że owszem,
do załatwienia , że mają nawet jednego pasywniaka
na stanie . Przespałem się z tą myślą (dość niespokojna noc to była) i uderzyłem właśnie w Banshee 7 zamiast w DKA. Jakiś Jackson jeszcze do mnie trafi, ale będzie to już pewno agresywna szóstka :d
Gitara przyszła w gigantycznym kartonie. Otworzyliśmy z kurierem rzeczony karton i z niego wyjąłem... o połowę mniejszy kartonik Schectera. Pomyślałem sobie „wtf?”, ale zacząłem rozpakowywać dalej. W środku jeszcze mniejszy instrument, zawinięty w folię. Zastanawiałem się przez chwilę, czy ktoś mnie nie zrobił w balona czy coś, dopiero jak wziąłem gitarę w łapę to zorientowałem się, że karton szerokości sofy mógł mnie zdezorientować
Wiosło jest przede wszystkim wygodne, na czym mi najbardziej zależało. Nie czuję w zupełności tego dodatkowego cala w menzurze, dość szybko też przestawiłem się na granie na szerszym gryfie. Hipshot to też całkiem wygodna sprawa, chociaż szczerze bardziej odpowiada mi ten „zaokrąglony” profil Floydów. Split coilem jestem zachwycony, fajne rzeczy może robić przy ambientowych brzmieniach, czy ogólnie z cleanami. Nazgûl ciekawy, chociaż jeszcze nie do końca go rozpracowałem, wydaje być się nieco „za gorący”, ale to też kwestia ustawienia sobie brzmienia w PODzie.
A, i top jest czymś ślicznym. Pomijając quilt, który zawsze przyspiesza mi tętno, to lakier jest taki wielokolorowy - niby czarny, ale ma w sobie też nieco z szarości, lubi wpadać w taką szmaragdową zieleń... ślicznota po prostu
Podsumowując – porno wkrótce, ale z całym sercem mogę polecić instrument komukolwiek, kto by się nad nim zastanawiał. A w szczególności fanom Ibanezów, którzy nie mogą wśród ich gitar znaleźć żadnego 26.5" dla siebie (niegdyś było RGD7421, teraz wchodzi ten nowy Iron Label, ale drogie cholerstwo). Ciekawi mnie szczerze, jak wypada w porównaniu wersja z aktywami, ale to może jeszcze kiedyś się przekonam. Lecę męczyć Tesseracty (w końcu
)...
Spoiler