Spoiler Gitara lutnicza neck-thru-body - mahoń Witam wszystkich zainteresowanych. Zależy mi na tym abyście dokładnie przeczytali opis, bo gitara nie jest idealna. Ma kilka wad. Pochodzenie: Kupiłem ją w 2003 roku od studenta politechniki. Już wtedy musiała mieć kilka lat, więc podejrzewam, że warsztat opuściła jeszcze w zeszłym tysiącleciu. Do studenta zgubiłem kontakt, wiem tylko, że ściągnął ją z USA. Kiedy zobaczyłem ją u niego w domu, zakochałem się od pierwszego wejrzenia... smukłości jej kształtów z pięknym poblaskiem bezbarwnego lakieru na mahoniu od razu otworzyła w mojej głowie świadomość jej niepowtarzalności i subtelnego piękna. Byłem wtedy mało świadomym muzykiem, ale w ręce ułożyła się tak, że nie mogłem się z nią rozstać. Pojechałem z nią do domu i przez pierwsze miesiące nauczyła mnie tyle... ile nie nauczyłem się przez poprzednie 3 lata grania. To gitara na której chce się grać, bo sprawia to czystą przyjemność, niesamowity instrument. Klucze Grover, działają bez zarzutu, w dodatku po zaciągnięciu haltera tego wiosła nie da się rozstroić. Nie zawodzi do dzisiaj. Mostek Floyd-rose by schaller, zaprzęgnięty z jakiegoś Jacksona... Przystawki też składane, na jednej napis Samick... ale brzmi to głęboko i niepowtarzalnie. Napis Premie na główce też chyba dla picu, bo z innymi produktami takiej marki lepiej się nie spotykać. Teraz będą przykre sprawy bo miało być o wadach... W tej chwili do zrobienia są kabelki, luty, wymiana gniazda Jack. Progi były szlifowane w tym roku, są idealne. Rysy, parę wgnieceń... używane wiosło, ale decha jest idealna i zapowiada się, że o ile gitara będzie zadbana to pogra pięknie co najmniej kilkadziesiąt lat. Są też inne przykre sprawy...Kilka lat temu dała swój pierwszy demoniczny popis jeśli chodzi o wady. Jadąc na cotygodniowe sobotnie dżemowanie z kumplem w szkole, dostałem telefon z informacją o śmierci bardzo bliskiej mi osoby. Dotarłem na miejsce i nie otwierając ust rozstawiłem się ze sprzętem na scenie. Przyjaciel nie pytał o co chodzi, ale widział, że coś nie tak... Piec, gniazdko, kabel, odkręciłem potencjometr... zaczęły się podróże po pasażach Toccaty i Fugi Bacha, przyjaciel wczuł się w nastrój i dogrywał... kiedy przeszliśmy Kaprysy Paganiniego i wracaliśmy już z Lata Vivaldiego znów do Bacha, otworzyłem oczy i wiedziony wzrokiem przyjaciela spojrzałem na salę... tego co zobaczyłem nie zapomnę do końca życia... zobaczyłem kilkadziesiąt par załzawionych oczu i rozchylonych warg. Słuchaczy, którzy pozostawali w bezruchu na granicy płaczu... kiedy to zobaczyłem dotknąłem ostatniego dźwięku i przestałem grać, ja stałem, oni ani drgnęli. Na szczęście całą sytuację rozładowała jakaś nauczycielka, bo to byli uczniowie, którzy nawiali jej z lekcji. Zaczęła na nas drzeć twarz i jakoś to się powoli rozeszło... ale kiedy wychodząc, mijałem ich na korytarzu... milkli i pochylali głowy... rozumieli. "Daj mi rząd dusz" - powiedział Konrad w Dziadach Mickiewicza... Ja ten rząd miałem i zatrwożony mocą jaką można sprawować nad ludzkimi emocjami, schowałem to diabelne wiosło do trumny i nie wyciągałem przez długie miesiące. Przemogłem się jednak i żyłem z nią w zgodzie przez dłuższy czas... jednak powtarzały się sytuacje w których jej brzmienie odbierało ludziom świadomość i trzeźwość myślenia... "To jest to miejsce... w którym nie śpisz, ale też nie jesteś na jawie, niby siedzisz w swoim ciele ale go nie czujesz" - usłyszałem to jako komentarzem do jednego z występów. Pomimo wszystkiego... jakoś z nią żyłem... ale już nie mogę... nie gram na niej od dłuższego czasu... chcę spalić ten pakt z diabłem i przekazać to komuś innemu... tym bardziej, że jestem w tragicznej sytuacji finansowej... Jeśli chcesz kupić tę gitarę to musisz być pewien, że dasz radę okiełznać jej moc czerpaną z czeluści mahoniowego piekła. Na koniec... taki mały gratis... jeśli chcesz zobaczyć dorosłego płaczącego faceta... to umów się ze mną na odbiór osobisty . Zajrzyjcie na inne moje aukcje. Pozdrawiam z bólem... Piotr