Od 4:00 do 6:03
Solówa jedna na milion, esencja zajebistości. Mogę słuchać tego po 20 razy na dzień i za każdym razem mam dreszcz mnie przechodzi a oczy mnie siem szklom. To nie samowite w jak prosty sposób można zbudować klimat i napięcie w prostym jak budowa cepa kawałku. Nie wiem o co tu chodzi. Pewnie o pasję i radość grania. I zdolność przekładania myśli na dźwięki, które w tym przypadku, w tym jedynym konkretnym wykonaniu live, są po prostu natchnione. Flażolet na początku to totalny odlot. Normalnie mam wrażenie, jakbym na chwilę trafił do innego, lepszego świata równoległego.