dom?n , oczywiście się z Tobą zgadzam, ale chyba powinniśmy dążyć do bezbłędności. Trzeba robić takie kawałki, żeby być w stanie je dobrze odegrać. A z niektórymi młodymi kapelami jest tak, że na EPce jest zajebiście, a potem idziesz na koncert i się tylko śmiejesz. Powinno się tak nagrywać, żeby to prostowanie, poprawianie, strojenie i oszukiwanie odbiorcy było ograniczone do minimum.
jasne, ofkors. nie mowie o tym, zeby nagle Kill'em All 2 nagrywac. ale takie wpadki np. zestresowany bebniarz nie trafil czysto w werbelek w ktoryms momencie - jak najbardziej nalezy poprawiac.
nagrywalem plyte na setke, i chyba jeszcze nie czuje sie na silach zeby tak nagrywac caly czas. nie chodzi o zagranie, bo z tym nie bylo wiekszego problemu. gorzej z tym, ze teraz zagralbym 3/4 rzeczy inaczej, a to juz niemozliwe. gdybym mial kazdy slad osobno moglbym tydzien pozniej znow wpasc do studia, zagrac to lepiej/inaczej i nie byloby problemu.
dla mnie wzorem wzorow studyjnych sa wielkie kapele, ktore robia 30 piosenek, nagrywaja je, dopieszczaja w studio (zarowno w kwestii brzmien, ale tez samych struktur piosenek, czyli tzw. produkcja), po czym wypierdalaja 2/3 materialu do kosza. po prostu - robisz wszystko na co cie stac, a potem wybierasz z tego co najlepsze. wszystko okrajasz do ilosci, ktora w sam raz zajebie ci prosto miedzy oczy. tylko na to potrzebny jest fundusz, ktory pozwoli miesiac siedziec w studio z kims, kto to wyprodukuje lepiej niz ty.
kurwa, sprzedalbym tesciowa za plyte zrobiona z Rickiem Rubinem. albo Stevem Albinim.