Hmm, to dlaczego Zakk Wylde zawsze podkreśla, że musi mieć grubą deskę z grubym gryfem?
Bo w przeciwieństwie do reszty pedałów pałujących się
wyjedzonymi przez tresowane korniki frezowanymi wewnątrz deseczkami i gibolowych kastomszopowców błagających aby dali im najlżejszy cały machóń oraz ibanezowych listewkomasturbator
ów z Drug's&Force ten gość ma brzmienie z łapy i takie pierdolnięcie, że zrywa papę z dachu.
No kurwa, nie czarujmy się, ciężkie dechy i grube gryfy nie należą do najłatwiejszych do grania. Sztywne to jak chuj, niewygodne a do tego mniej odczuwalny rezonans powoduje psychodeliczne rozkminy natury egzystencjo(a)nalnej: czy tak decha nie jest czasem martwa?
:D:D No ale gdy już się takie bydle opanuje, to się ono odwdzięcza. Raz, że daje zajebiste oparcie drgającym strunom w niskich strojach, gitara mniej pompuje, atak jest bardziej dynamiczny a sustain dłuższy.
W żadnym wypadku nie dyskwalifikuję lekkich gitar. Masa i gabaryty to nie wszystko. Gęstość, sprężystość i struktura drewna też się liczy. Powaliły mnie lekkie topolowe korpusy, co prawda w połączeniu z przykręcanymi ultragrubymi klonowymi gryfami ale dalej całkiem leciutkie wiosełka. No po prostu tak zajebiście punktowego strzału przy zadziwiająco długim jak na tak niepozorne wiosełko sustainie, w dodatku zajebiście żywo i sprawnie dającym się przez rozkręcony wzmak, do tej pory jeszcze nie uświadczyłem.
Ciężko mi się zdecydować, która szkoła brzmienia lepsza, lubię obie. Ale wiem jedno: drążenie dech i odchudzanie gryfów chuja daje.
Poza tym, że drewno zaczyna się bujać bardziej niż struna
No wg mnie jednak EMG ratują dupe słabym wiosłom. Wsadzisz do SkyWaya EMG 81 i już masz METAL. Wiadomo, jeśli sie znasz i chcesz, to sie dopatrzysz lipy, ale no wiesz o co mi chodzi. To jak wlewać Verve do Czinkacza.