Często przychodzą do mnie ludzie i proszą, żebym im załatwił koncerty. Mówię wtedy - ależ oczywiście, myślę, że jeszcze lepsza będzie 25. koncertowa trasa po Polsce.
W tym momencie następuje tzw. szarża emocji, okrzyki radości, wesołe podskakiwanie i takie tam. Po czym dodaję:
- Ale kto za to zapłaci?
No i wtedy konsternacja:
- Ale jak to? Przecież mamy gitary wzmacniacze, rewelacyjne piosenki co się nam podobają i chcemy grać!
- No bomba, a słyszał o was ktoś oprócz 15 użytkowników egzotycznego forum gitarowego? Macie busa? Swojego realizatora? Swój backline? Swoje fronty? Umowę z wytwórnią, która wam zapewni tzw. gwaranty z klubami, czy wolicie grać za bilety? Dobre kluby są obłożone na pół roku do przodu w miarę znanymi bandami, jak chcecie przekonać właścicieli, żeby was wpuścili "bez kolejki"? Bo lubicie grać, ale tak na prawdę serio-serio-szczerze? A chuj kogo to obchodzi!
Atmosfera robi się ciężka smutna i kwaśna, ale co ja poradzę? Zderzenie z rzeczywistością w tej branży jest dość bolesne, dlatego o ile mogę - zniechęcam do grania.
A jak macie kasę i Wam ktoś proponuje trasę z gwiazdą - zróbcie to, jeśli myślicie o tym poważnie - zwróci się.