Najlepszym efektem do gitary jest kabel jack-jack. Takimi słowami byłem wychowywany przez ludzi którzy mnie kształtowali muzycznie. Przez wiele lat był tylko kabel, potem mi odjebało i miałem podłogę wielkości lotniskowca podpiętą do Mesy Mk IV z paczką na czterech EVM12L.
No i olśniło mnie w pewnym momencie że ja czasem włączam delaya i dopalam się do solówek. To wszystko. Potem miałem głowę z jednym kanałem 50 watt a moja podłoga to kilka smacznych analogowych kostek. I to przestało mi być potrzebne.
Od ponad roku gram tylko na tunerze Bossa TU-2 ale stwierdziłem że przyszedł czas na zmiany.
Popełniam coś co od zawsze uznawałem za herezję - wciągam multiefekt. Ale dlaczego … dlatego że doszliśmy do momentu w którym technologia uznawana jeszcze kilka lat temu za w pełni profesjonalną, trafiła na naprawdę niską półkę cenową. Natomiast obecnie uznawana za profesjonalną różni się od tańszej w detalach, które w większości sytuacji są na granicy słyszalności w praktyce.
Przykładowo, grając próby, małe koncerty i od czasu do czasu festiwale, nie potrzebuję najwyższej jakości multiefektu bo zwyczajnie jego jakości w żaden sposób nie zaprezentuję na żywo, grając ciężkiego gitarowego rocka.
Nie patrzę na urządzenia z punktu widzenia jak zagrają mi w domu … to nie ma dla mnie żadnego znaczenia. Dla mnie jest istotne jak urządzenie się sprawdzi w miksie live na scenie. A tutaj jak wiadomo kryteria wobec gitary elektrycznej są jasne. Jest ona osadzona w środku pasma poniżej wokalu i powyżej werbla. Strój nie ma tutaj znaczenia. W zależności od stylistyki gitara w zespole jest miksowana na 2 lub 3 planie zaraz po centrali i wokalu. Emulacji stosować nie zamierzam - jedynie opóźniacze i rozśmieszacze. Wszystkie barwy z pieca. Co więcej ułatwiam życie akustykom korzystając z DiBoxa z emulatorem paczki, dzięki czemu mogę postawić piec praktycznie gdzie chcę i może być on nieco głośniej.
Dysponując tą wiedzą wiem że nie potrzebuję urządzenia o super niskim poziomie szumów, raz że ze wzmacniaczy jest ich wystarczająco wiele, dwa z samego nagłośnienia. Grając raczej higain i buforując wejście wiem że nie potrzebuję true bypass. Wreszcie - napierdalając głośno i mocno, nie potrzebuję opóźniaczy ani modulacji których lekką, przestrzenną zwiewnością napawa się pan nasz w niebiosach. Ich zajebistości zwyczajnie nie będzie słychać. Ważne żeby brzmienia miały DEFINICJĘ, żeby były JAKIEŚ. Żeby tak było najlepiej skopiować istniejące, które wcale nie są lepsze od nowych (tak jak lampa i analog nie są lepsze od cyfry) … po prostu są elementem brzmienia rocka od pierwszych płyt. Przyzwyczajenie
Dawniej to Line6 lepiej lub gorzej kopiowało istniejące barwy w tym zakresie cenowym, w tej chwili Zoom i Digitech w urządzeniach poniżej 1000 PLN wkładają brzmienia przyzwoicie imitujące swoje analogowe odpowiedniki. Ich urządzenia są ascetyczne, solidnie zbudowane i dobrze brzmią. Więcej nie potrzebuję.
Szacun dla urządzeń z górnej półki (Kemper / Fractal / Eleven itp.) ale nie potrzebuję takiej jakości.
Teraz jeszcze jedna rzecz warta wspomnienia. Celem tych moich wypocin jest podzielenie się refleksją że sprzęt poniżej tysiaka wszedł na pułap półprofesjonalny, co jeszcze kilka lat temu było science-fiction.
Pułap profesjonalny to jest: rasowe studio (ok. 200 PLN/h), duża scena i duże festiwale (kokaina).
Pułap półprofesjonalny to: średniej klasy studio (30/50 PLN/h), koncerty klubowe, czasem duża scena i festiwale (marihuana).
Pułap amatorski: dom, salka katechetyczna (kwas chlebowy).
Przekopałem internety żeby znaleźć coś dla siebie i testom zostały poddane:
ZOOM G3X i Digitech RP360 XP.
Nie będę się rozpisywał, wybieram Digitecha. Dlaczego? Dlatego że jest to firma która robiła jedne z pierwszych cyfrowych multiefektów i jest autorem kilku urządzeń które przeszły do klasyki. Zoom natomiast zawsze był na granicy sklepów zabawkowych, to oczywiście żaden wyznacznik. Barwy z Zooma są w zasadzie porównywalne do Digitecha, oba w solidnej obudowie. Nie ma sensu się licytować który ma czego więcej … i tak w praktyce użyje się 3 emulacji i pięciu efektów w trakcie koncertu.
Przypomniało mi się jak kiedyś graliśmy festiwal i organizator postawił nam coś co uważał za backline. Perkusję Amati, trzy wzmacniacze basowe Hand-Box. No i tyle szczęścia że ja i drugi gitarzysta mieliśmy w futerałach DS-1 i OCD. Ukręciliśmy z tego brzmienia live. Basista wpiął Sansamp z którego directem sygnał poleciał na stół. Zdobyliśmy drugą nagrodę. Efekt marki Exar, Multi-Wah z „pompką”. Znaczy zespół zdobył, sprzedał i zapłacił za salkę.
Dziękuję, do widzenia