Tam gdzie kończy się piękno i estetyka nie ma już miejsca na sztukę. W twórczości tego zespołu nie byłem się w stanie doszukać nawet estetyki brzydoty. To już nie jest sztuka, ani tym bardziej muzyka. To eksperyment. Całkiem ciekawy eksperyment, ale sztuką tego nie nazywajmy, bo obrazimy w ten sposób prawdziwych artystów. Oczywiście, przekraczanie granic, łamanie utartych konwencji, to nieodłączny element artyzmu, ale nie popadajmy w paranoję, bo idąc tym tropem, to niedługo, żeby zostać artystą, będzie wystarczyło publicznie oddać mocz, tudzież załatwić grubszą potrzebę na oczach widzów... I niestety, obawiam się, że i taka forma ekspresji znalazłaby swoich sympatyków i piewców, ale na litość... Sztuka powinna być adresowana do ludzi z otwartym umysłem, a nie do różnej maści dewiantów...
Po przesłuchaniu kilku utworów Stalaggh, nasunęła mi się taka myśl, że dzisiaj nazbyt często mianem sztuki usiłuje się określać tego rodzaju wynaturzenia... Rozumiem przesłanie współczesnej sztuki, rozumiem zapotrzebowanie na nią, wreszcie jestem w stanie zrozumieć twórców i pobudki, którymi się kierowali tworząc różnego rodzaju "dzieła". Jeśli postawić, między pojęciami "piękno" i "sztaka", znak równości, to stwierdzam, że sztuka umarła. Każdy pseudo-awangardzista stara się usilnie szokować i zaskakiwać. Nie uważacie, że wynika to po prostu z braku talentu i pomysłów na wyrażanie siebie w sposób nie mijający się, aż tak bardzo, z klasycznym pojęciem piękna? Dzisiejsza sztuka coraz częściej przywodzi mi na myśl rynsztok, pełen szczurów żerujących na zapleśniałej popkulturze z jednej strony, a z drugiej, natomiast widzę chocholi taniec twórców, takich jak Stalaggh, usiłujących dążyć do inności za wszelką cenę. Szkoda, tylko, że po drodze gubi się nieco sens tego wszystkiego...