Znudzony "graniem" na koreańsko/indonezyjskich wynalazkach, i mając miłe doświadczenia z gitarami japońskimi stwierdziłem, że czas na zmiany.
Trochę cierpliwości, trochę szczęścia, i udało się za pomocą Muchatka dorwać takie oto cudo:
Ibanez SR885. Rok produkcji 1995, Japonia. Co mogę powiedzieć...
Do tej pory grałem tylko na Yamaszkach, Cortach i Ibanezach. Generalnie gitary z krajów 3-go świata, aczkolwiek bardzo miło wspominam parę jamaszek które miałem. Niestety, szczególnie dotychczasowe Corty i Bananezy rozłaziły mi się w łapach po około pół roku do roku. A to gryf zwichrowany, bo drewno nadal pracuje (!), a to się coś wyrobiło, a to elektronika szwankuje, a to progi zdarte za moment, kompletnie nie wiem czemu...
Stwierdziłem, że koniec z papraniem się z takimi zabawkami, i czas na PRAWDZIWY bas. Szczególnie, że tamte wynalazki (prócz jamaszek), po prostu nie grały.
Poszukałem więc, znalazłem, kupiłem.
Wiosło ma trochę śladów użytkowania, wszak swoje lata też ma, ale nie o tym mowa.
To jest po prostu potwór, jak to grzmi... Jakkolwiek basistą nie jestem, parę uszu jednak mam. Zawodowe wiosło, mega uniwersalne (flaki Vari-Mid, pełno możliwości korekcji brzmienia). Do spółki z zawodowymi pickapami ADX5 - efektem tego niskie B kruszy mury, a klang odczepia pająki ze ścian
Spodziewałem się niezłego soundu, a to co otrzymałem przeszło moje oczekiwania. To wiosło po prostu grzmi. I, jak na japończyka przystało - niesamowita precyzja wykonania. Żadnej z poprzednich basówek nie dałem rady nawet podobnie do tej ustawić... A tu? Piękna sprawa. Struny nisko, mega wygodnie się gra.
Z pomocą jak zwykle przyszedł Muchatek
A za rekomendację takich patyków niech posłuży fakt, że teraz sam się za czymś podobnym rozgląda (o ile mogę to zdradzić
)
Wracam do gry. Jest grubo, nisko, tłusto i metalicznie