Uwaga, poniżej znajduje się pseudo-łzawa historyjka z życia wzięta. Nie każdemu się spodoba, stąd też forum przewidziało (jeszcze niżej) miejsce na hejty, tam proszę sobie ulżyć.
Życie weryfikuje.
Im jestem starszy, tym częściej sobie to powtarzam. Przez ostatnie kilka lat przejechałem się boleśnie na kilku projektach, organizowałem domowe studio, współpracowałem z dziewczynami po voice of poland grając akustyczne sztuki (cały czas pracując na etacie). Głównie popowe rzeczy. Trochę kasy, dużo, dużo nerwów które zostawiły ślad na zdrowiu i bardzo toksyczne środowisko. Nadszedł taki dzień, gdy zadałem sobie pytanie, czy coś jeszcze mnie w tym w ogóle grzeje.
Po kilku wypitych piwach doszedłem do wniosku, że nie. W pizdu poleciały na giełdy mikrofony i preampy. Przez tydzień w ogóle nie słuchałem muzyki.
Nawet nie chce myśleć o kolejnej współpracy z wokalistką, która w głowie ma fejmy, dolary i instagramy. Mdli mnie gdy tylko dopuszczam do siebie takie prawdopodobieństwo. Co za dużo to niezdrowo. Dosłownie.
Pewnego dnia instynktownie sięgnąłem po instrument, który od dawna był już poza moimi zainteresowaniami. Po elektryka. Zajmuję się tym mniej więcej od jedenastego roku życia, bez większych sukcesów. Zapomniałem po co to robię. Nikomu tego uczucia nie życzę. Grałem... i zdziwiłem się temu, co gram.
Bo grałem rocka. Muzę której słuchałem w gimnazjum. Muzę, której nawet nie słuchałem przez dobrych kilka ostatnich lat.
Przestałem się zastanawiać, czy cokolwiek będę kiedykolwiek z tego miał. Wróciłem do ćwiczeń, w każdej wolnej chwili. Skale, pasaże. Nie myśląc, nie analizując... bo kiedyś przecież tego nie robiłem.
Przez lata pracy nad muzyką, nad kompozycją, aranżacją, warsztatem, realizacją, miksem i toną innych rzeczy zapomniałem, jak to jest posłuchać serca.
To że trafił do mnie ten Ibanez jest niczym więcej, jak zbiegem okoliczności. Bo decyzję o zakupie podjąłem jednego dnia. Ot, przeglądając giełdę na OLXie. Pojechałem, kupiłem. I gram, nie zastanawiając się już czy jest to komercyjne, czy nie. Czy się komuś spodoba, czy nie. Mnie się podoba.
Było warto. Przypomnieć sobie, że przez instrument można wyrazić siebie. Polecam każdemu.
Patyk: Ibanez RG4570z, Japonia, 2010.
https://www.youtube.com/watch?v=b54xUlas8UI&feature=youtu.be