Uważam, że SH-4 jest jednym z tych przetworników, które się "kocha albo nienawidzi". W ciemnych, mahoniowych wiosłach mi osobiście nie podchodzi (przynajmniej pod ręką, wielu gitarzystów, których brzmienie uwielbiam, ma SH-4 przy mostku); ma jakąś taką wredną manierę, podbitą częstotliwość w środkowym paśmie, którą nazywam sobie dla uproszczenia muleniem. Z kolei ten Aldrich mi zdecydowanie bardziej podszedł, jest trochę bardziej "scooped" oraz ma więcej pazura i krakersów.