coś z neuroprogramowania lingwistycznego
Z czego? Jakoś humanistyczno-psychologiczne terminy nigdy do mnie nie przemawiały
Od siebie - w sprawach typowo gitarowych wpieniają mnie ostro dwie... nie, trzy rzeczy:
1) BRAK CZASU - i nie mam pojęcia dlaczego! Uczelnia skończona, staż "się załatwia" (wreszcie...), trochę wolnego jest, a łapię się coraz częściej na tym że przez cały dzień nie biorę gitary do ręki. Kiedyś nawet przy totalnym-urwaniu-dupy wynajdywało się chociaż te pół godziny, a tu lipa
2) WARSZTAT NIE ISTNIEJE - wypadkowa punktu 1. Technicznie zawsze bylem zły, ale teraz to już jest tragedia. Rzeczy które grałem jeszcze kilka lat temu swobodnie na niestrojącym Hohnerze, który koło słowa "ustawiona akcja" to nawet nie stał, dzisiaj są nieosiągalne na megawygodnym SG. I jeszcze wenę mi szlag trafia. FUUUCK
3) ZMARNOWANE OKAZJE - nie tylko kupna zajebiaszczego sprzętu za zajebiaszczą kasę, ale też ogrania / ciekawych spotkań itp. Najpierw ogranie - szukanie i ustawianie się przez miesiąc na ogrywanie np. headlessowego basu czy 8ki PASa, wszystko blisko i ugadane, a w ostatniej chwili coś wyskakuje i chuj
A kupno... nawet mi się nie chce... nowe na gwarancji: POD Plus czy Laney TF200 za 1/2-2/3 nominalnej ceny, Dean V w świetnym stanie, bez pickupów (mam) ale z casem za <800PLN, pseudo-jazz-bas Kani (albo Wiącka... już nie pamiętam nawet) za cenę niższą niż wartość elektrowni EMG która w nim siedziała, dobrze utrzymany RR MEGa bez hardwaru (pickup/klucze posiadam, podstawowy mostek fixed to 3-4 dyszki) za jakieś psie grosze, nawet do przeróbek... ech...
I jeszcze dzisiaj o 6 rano do pojebanej sąsiadki przyjechała ekipa z koparką i mnie kurwa przebudzili. Nojapierdolę!