"Z testu wynika, że by obniżyć temperaturę z 31 do 22 °C samochody testowe zużywały od 2,47 do 4,15 l paliwa na 100 km więcej. Tak duży wzrost zużycia trwa według ADAC ok. trzech minut. Utrzymanie ustalonej temperatury w zależności od stylu jazdy i typu klimatyzacji wymaga od 0,76 do 2,11 l/100 km w warunkach miejskich i od 0,09 do 0,66 l/100 km poza terenem zabudowanym. "
Czyli skok mamy przy gwałtownym chłodzeniu, przy utrzymywaniu temperatury już mniej. Zresztą tak samo jest przy zwykłej jeździe - jak przyspieszasz żre dużo więcej niż kiedy utrzymujesz daną prędkość. Poza tym dla jakiego auta te 4,5 litra? Takiego co wpieprza 25/100, a w kabinie jest 19 przy 35 na dworze?
Na prosty rozum - jaką moc ma jednostka klimatyzacji w aucie? Znalazłem że przeciętnie ok. 1-1,5,W. Więc teoretycznie od mocy silnika powinno się odjąć właśnie tyle. Wiem że dochodzą jeszcze straty na samym zasilaniu układu klimy, mała praktyczna wydajność itp., ale dobra, niech będzie to 5kW. I teraz odejmijmy sobie to od mocy przeciętnego silnika osobówki (w tej chwili powiedzmy 100-120kM = ok. 75-90kW) i... nadal nie wiem skąd ten spadek o 30% i wzrost spalania o tyle samo. Aż taki jestem głupi?
PS. Znajomy ma klimę w Xsarze Picasso w dieslu, z którą jeździ no stop, do tego ma ciężką nogę (oj ciężką) i przyznaje się wstępnie do 7/100. Aż się spytam dokładnie bo zobaczę się z nim jutro...